2007/10/25

Tłumaczenie: Stefan Molyneux „Argument z moralności (czyli: Jak wygramy)”

Na końcu artykułu Zapomnijmy o argumencie z efektywności (Forget the Argument from Efficiency) obiecałem napisać o argumencie z moralności – dzięki któremu, moim zdaniem – wygramy. Oto obiecany tekst.

Argument z moralności to w arsenale przyjaciela wolności najsilniejsze narzędzie – ale jednocześnie także pociągające za sobą największe koszty w życiu osobistym; wyznacza w relacjach z ludźmi takie granice, których nie da się usunąć. Argument z moralności może cię kosztować utratę przyjaciół, rodziny, ludzi ze społeczności lokalnej – więc używaj go z odwagą i uświadom sobie, że, kiedy zdecydujesz się go stosować, twoje życie już nigdy nie będzie takie samo.

Mówiąc wprost, argument z moralności to najskuteczniejszy sposób doprowadzenia do zmian w społeczeństwie, bo wszystkie najważniejsze decyzje społeczne podejmowane są w oparciu o etykę. Jeżeli ludzie wierzą, że dany program (to znaczy: wojna, zasiłki, ubezpieczenie społeczne i tak dalej) jest moralny, mogą narzekać, ale zakaszą rękawy, wezmą się do roboty i będą go popierać niezależnie od osobistych kosztów. Mężczyźni pójdą na wojnę, kobiety oddadzą swoje dzieci opiekunkom, ludzie zrezygnują z ogromnej części swoich dochodów i wolności bez słowa protestu – wszystko w imię tego, co jest dobre.

Zdefiniowanie „dobra” na nowo jest bardzo, bardzo trudne. Przez całe swoje życie ludzie podejmują tysiące decyzji w oparciu o pewne zasady moralne – i jeśli okaże się, że te zasady były błędne, będą zmuszeni przyznać, że spędzili całe swoje życie, służąc kłamstwu, zepsuciu lub złu – a to więcej niż większość ludzi potrafi znieść. Aby zachować swoje złudzenia moralnego postępowania, będą walczyli z każdą dokładną analizą zasad moralnych niemal na śmierć i życie!

Moralność to bez wątpienia dość złożony temat. Poprzestańmy tu na stwierdzeniu, że moralność musi opierać się o zbiór uniwersalnych i niesprzecznych logicznie zasad. Jeżeli moralność to tylko kwestia opinii, wtedy żadne postępowanie nie może być „lepsze” od innego – tak jak zamiłowanie do koloru niebieskiego nie jest „lepsze” od zamiłowania do czerwieni.

Większość ludzi sądzi, że ich decyzje opierają się na zbiorze niesprzecznych zasad moralnych, ale te zasady – jak odkrył to już dawno temu Sokrates – upadają w mgnieniu oka, kiedy poddamy je rygorystycznej analizie logicznej. Zauważyłem, że najskuteczniejsze podejście to okazywać ciekawość i wytrwałość – ale nie bać się nazywać rzeczy po imieniu.

Są tylko trzy zasady, o których trzeba pamiętać, kiedy używamy argumentu z moralności:

1. Istnieją tylko ludzie.

Nie ma czegoś takiego jak „rząd”, „państwo” albo „społeczeństwo”. Wszystkie te określenia zbiorowości społecznych są tylko abstrakcyjnymi etykietkami, przyczepianymi jednostkom. „Rząd” nigdy niczego nie robi – działają tylko ludzie wewnątrz rządu. Zatem „rząd” – pojęcie abstrakcyjne – obiektywnie nie istnieje, nie przysługują mu prawa etyczne ani pozycja moralna. Zasady moralne dotyczą ludzi, a nie pojęć. Jeśli twój rozmówca się z tym nie zgadza, poproś go, aby pokazał ci swoją „rodzinę” bez wskazywania poszczególnych osób. Zrozumie.

2. Co jest dobre dla jednego, musi być dobre dla wszystkich.

Przekonania moralne – aby były czymś więcej niż tylko opiniami – muszą dotyczyć wszystkich. Nie da się logicznie uzasadnić twierdzenia, że Osoba A musi czynić X, ale Osobie Y nigdy nie wolno czynić X. Jeżeli jakieś działanie nazywany „dobrym”, musi być ono dobre w odniesieniu do wszystkich ludzi. Jeśli definiuję „ssaka” jako „istotę stałocieplną”, moja definicja musi odnosić się do wszystkich organizmów stałocieplnych – inaczej nie ma sensu. Pojęcie „dobra” musi zatem obejmować preferowane zachowanie wszystkich ludzi – a nie tylko „Azjatów”, „Policjantów”, albo „Amerykanów”. Jeżeli jest inaczej, stanowi jedynie wyraz estetycznej lub kulturalnej skłonności – takiej jak przedkładanie hokeja nad futbol – i traci wszelką moc, aby stanowić uniwersalną zasadę. A zatem jeśli to „dobrze”, że polityk używa przemocy, aby zabrać tobie pieniądze i dać je mnie, jest to „dobre”, kiedy robi to ktokolwiek inny.

3. Co jest złe dla jednego, musi być złe dla wszystkich.

I odwrotnie: jeżeli to, że kradnę czyjeś pieniądze, jest złe – to złe jest, jeśli ktokolwiek kradnie czyjekolwiek pieniądze. Jeżeli zastrzelenie człowieka, który tobie nie zagraża, jest czymś złym w Atlancie – jest też czymś złym w Iraku. Jeżeli płacenie komuś za zastrzelenie kogoś innego jest złe, gdy robi to zawodowy morderca – jest też złe, gdy robi to żołnierz. Jeżeli włamanie się do domu pokojowego człowieka, porwanie go i trzymanie w więzieniu jest złe, gdy robisz to ty lub ja – jest też złe, gdy robią to agenci DEA [Drug Enforcement Administration – amerykańska rządowa agencja do walki z narkotykami].

Do tego momentu argument z moralności bardzo przypomina argument z niesprzeczności. Specyfika argumentu z moralności polega na tym, że stwierdza on, iż – jeżeli jest złe, gdy ja kogoś okradam, jest to złe, gdy robi to ktokolwiek inny – również politycy. Zatem na przykład człowiek, który broni państwowych programów socjalnych, może to robić, powołując się na swoje osobiste preferencje, ale nie może twierdzić, że to moralne. W rzeczywistości musi przyznać, że – w oparciu o jakiekolwiek uniwersalne zasady – państwo opiekuńcze jest niemoralne. Skoro jest to złe, gdy ktokolwiek kradnie, odnosi się to do każdego – włączając w to polityków!

Stosując powyższe zasady, możemy sformułować kilka przykładowych argumentów z moralności:

Zakaz posiadania broni

Jeżeli posiadanie broni jest złe, jest złe w odniesieniu do każdego. Zatem broń powinna zostać zdelegalizowana. A więc policjanci i żołnierze muszą złożyć broń. Jeżeli policjanci i żołnierze potrzebują jej, aby bronić się przed niebezpiecznymi przestępcami – dlaczego nie potrzebują jej zwykli ludzie? Czy to oznacza, że posiadanie broni jest czasami dobre, a czasami złe? Jaka jest różnica? Pamiętajmy – nie ma kogoś takiego jak „policjant” albo „żołnierz” – to jedynie pojęcia. Istnieją tylko ludzie. Jeżeli posiadanie broni jest dobrym pomysłem w odniesieniu do żołnierza, ale złym w odniesieniu do szeregowego obywatela, co dzieje się z żołnierzem, który idzie na przepustkę? Czy jego natura zmienia się w taki sposób, że już nie ma prawa do posiadania broni? A kiedy policjant zdejmie mundur? Czy podlega jakiejś fundamentalnej przemianie i traci prawo do bycia uzbrojonym? Czy tylko jego mundur ma prawo nosić broń? A jeśli włoży go ktoś inny? Na te pytania nie da się, oczywiście, odpowiedzieć – a więc cała argumentacja za zakazem posiadania broni staje się logicznie bez sensu. Ludzie powołują się wtedy na argument z konsekwencji (to jest: powszechne posiadanie broni prowadzi do eskalacji przemocy), który też można z łatwością obalić. Skoro posiadanie broni prowadzi do nasilenia przemocy, oczywiste jest, że gliniarze i żołnierze staną się coraz bardziej agresywni – jeżeli tylko oni będą mieli broń. Ponieważ dyktatury i wojna są gorsze od przestępczości (bo przed przestępcami możesz się bronić, a przed rządem – nie), argument o eskalacji przemocy przemawia przeciwko zezwalaniu na posiadanie broni tylko funkcjonariuszom państwowym. Można zatem argumentować przeciw posiadaniu broni jedynie z subiektywnej pozycji „ja tego nie lubić” – i to doskonały moment, aby wyjaśnić, jak bezpaństwowy wolny rynek może spełnić zadość temu życzeniu!

Wojna

Aby prowadzić wojnę, politycy są zmuszeni utrzymywać prawo do okradania pewnych ludzi, aby zapłacić innym ludziom za dokonywanie morderstw. Innymi słowy, George Bush musi mieć możliwość okradania pewnej części Amerykanów, aby zapłacić innym Amerykanom, którzy pojadą mordować Irakijczyków. Rzecz jasna, skoro Bushowi wolno to robić, dlaczego tylko Bushowi wolno to robić? Dlaczego mi nie wolno tego robić? Dlaczego rząd zakazuje wszystkim innym poza sobą (tj. mafii) robienia tego? Dlaczego na zawodowych zabójców wolno najmować tylko ludzi w określonym stroju? A w dodatku – jeżeli rządowi wolno okradać obywateli, aby płacić żołnierzom za zabijanie Irakijczyków, bo są oni zagrożeniem – co z kradzieżą, z której się to finansuje? Czy sam rząd nie jest dla mnie największym zagrożeniem, skoro, strasząc użyciem broni, obrabowuje mnie, aby zapłacić za wojnę, która prowokuje terroryzm? Jeśli to moralne okraść mnie, aby zapłacić ludziom za zabicie tych, którzy mi zagrażają – czy nie jestem moralnie zmuszony zatrudnić najemników, aby zastrzelili tych, którzy przychodzą mnie okraść? Jeżeli to złe, gdy robię to ja, dlaczego nie jest to złe, gdy robi to Bush? Jaka jest różnica między mną a Bushem? Należymy do jakichś innych gatunków? Jeśli nie – dlaczego obowiązują nas tak diametralnie sprzeczne zasady moralne? (W tym momencie ludzie często zaczynają mówić o „dobrowolnym przekazaniu” władzy moralnej w ręce rządu. Ale przecież przemoc państwowa nie jest konieczna, więc można spokojnie znieść podatki.)

Płaca minimalna

Jeżeli Osobie A wolno zastrzelić Osobę B za niezapłacenie wystarczająco dużej sumy Osobie C, dlaczego nie może zrobić tego Osoba C? Dlaczego nie mogę tego zrobić ja, jeśli uważam, że moje zarobki powinny być wyższe? Dlaczego niektórzy ludzie mają prawo uzyskiwać dodatkowy dochód, używając przemocy, a inni nie?

A ponadto – jaka dokładnie jest moralna różnica między pięcioma dolarami a pięcioma dolarami i piętnastoma centami za godzinę? Dlaczego jedna z tych sum jest złem i należy ją ukarać, a druga – nie? Czy dodatkowe piętnaście centów zmienia pięć dolarów ze zła w dobro? Czy zmienia w jakiś sposób naturę pięciu dolarów? Poza tym – jeżeli moralne jest używanie przemocy, aby zwiększyć swoje dochody, czy ludzie na zasiłku mogą zabijać urzędników państwowych, jeśli chcą więcej pieniędzy? Co z ludźmi objętymi ubezpieczeniem społecznym? Jeżeli nie mogą zabijać – dlaczego?

Państwowe parki

Jeżeli jakaś osoba (na przykład Bill Clinton) może rysować po mapie i przenieść na kogoś prawo własności zakreślonego obszaru – dlaczego tylko Clinton? Dlaczego nie mogę tego robić ja? Jeżeli Clinton ma prawo płacić policjantom za to, żeby zabijali intruzów na terenie, którego nigdy nawet nie odwiedził – czy każdy może to robić?

Narkotyki

Wojna z narkotykami opiera się o zasadę, że Bob ma prawo decydować o tym, co Sally może robić ze swoim własnym ciałem w swoim domu. Dlaczego tylko Bob? Dlaczego Sally nie wolno decydować o tym, co Bob może robić w swoim domu? I czy narkotyki są nielegalne, bo są zawsze złe? Ale nie zawsze są złe – nie gorsze niż alkohol. Słuchaliście kiedyś Sergeant Pepper’s? A Pink Floyd? Bohemian Rhapsody? Cheta Bakera? Ray’a Charlesa? Piękne rzeczy. Wszystkie skomponowane pod wpływem twardych narkotyków. Czy to autodestrukcyjne nadużycie jest złe? Ale to nie nadużywanie jest złe, ale nawet okazjonalne zastosowanie rekreacyjne. To zatem musi oznaczać, że każde zachowanie, które może prowadzić do autodestrukcyjnego nadużycia musi zostać zakazane. Praca może doprowadzić do pracoholizmu. Chodzenie do siłowni może doprowadzić do nałogowego ćwiczenia. Desery mogą prowadzić do otyłości. Karty kredytowe mogą prowadzić do nadmiernego zadłużenia. A więc wszystkie te rzeczy muszą być zakazane – co prowadzi do logicznej sprzeczności. Jeśli trzeba zdelegalizować wszystkie działania mogące prowadzić do nadużyć – co z rządem? Czy nie jest nadużyciem rząd, wyposażony w straszliwą władzę monitorowania niemal każdego aspektu życia ludzi i wymierzania kar? Wreszcie – co z budżetem samego DEA? Setki miliardów dolarów zmarnowane na wojnę z narkotykami – tylko po to, żeby zwiększyć zyski przestępców i rządowych agencji; i uwięzić miliony ludzi w narkotykowych gułagach – czy to nie podręcznikowy przykład „nadużycia”? Co z rządowymi deficytami i długami? Co ze wspaniałymi przygodami rządu w polityce zagranicznej? Z jego zwyczajem dostarczania uzbrojenia obcym dyktatorom i finansowania ich? Co ze szkoleniem i wspieraniem Bin Ladena? Z dostarczeniem pomocy i helikopterów wojskowych Saddamowi Husajnowi? Z inwazją na Irak? Czy to nie najdobitniejsze przykłady nadużyć spowodowanych autodestrukcyjnym zachowaniem? Czy nieunikniona brutalność władzy państwowej – naprawdę krzywdząca niewinnych – nie jest o wiele bardziej niszcząca niż palenie jointa? Jeżeli nie – dlaczego?

Państwo

Pewna grupa ludzi, nazywająca się „państwem”, rości sobie moralne prawo do używania przemocy przeciw innym ludziom. To moralne prawo, jak twierdzi ta grupa, jest oparte na wyniku wyborów. Świetnie – wszystko, co musimy zrobić, to zapytać, jaka zasada moralna usprawiedliwia to dość zaskakujące prawo. Dostaniemy taką odpowiedź: kiedy większość ludzi wybiera przywódcę, wszyscy muszą się jemu podporządkować. Doskonale! Wtedy musimy zapytać, czy senatorowie i kongresmeni kiedykolwiek sprzeciwiają się swojemu partyjnemu przywódcy. Jeśli tak – to czy nie postępują niemoralnie? Ich partia wybrała przywódcę – czy nie muszą podporządkować się tej osobie? Jeżeli oni nie muszą, dlaczego musimy my? Ponadto – jeśli zasada głosi, że większość może narzucać mniejszości decyzje przywódcy, dlaczego dotyczy to tylko rządu? Co z kobietami, które przewyższają liczebnie mężczyzn? Co z pracownikami, którzy przewyższają liczebnie menedżerów? I wreszcie – co z głosującymi, którzy przewyższają liczebnie polityków? Skoro większość powinna przemocą narzucać swoją wolę mniejszości – czy nie powinniśmy wszyscy mieć możliwości wpakowania polityków do więzienia, jeżeli nie zrobią tego, co chcemy? Co zrobić, jeśli w jakimś mieście ateiści przewyższą liczebnie chrześcijan? Czy mają prawo zakazać istnienia kościołów? Czy żony mormonów mogą „przegłosować” swoich mężów? Studenci przewyższają liczebnie profesorów – czy mogą zagrozić im więzieniem za stawianie złych ocen? Pacjenci przewyższają liczbą lekarzy, więźniowie przewyższają liczbą strażników – lista ciągnie się w nieskończoność. Jeżeli teoria moralna głosząca „władzę większości” jest prawdziwa, musi być prawdziwa we wszystkich sytuacjach. W innym przypadku jest czystym złem, bo sankcjonuje stosowanie wszystkich okrucieństw państwa – kradzieży, porwania, uwięzienia – a czasami, jak dobrze wiemy, tortur i egzekucji. Zatem teoria moralna, która usprawiedliwia taką straszną władzę i domaga się, aby ją wykonywać, nie powinna mieć żadnych słabych punktów – a jak można dostrzec, jest dziurawa jak sito.

Kiedy przedstawisz powyższe sprzeczności, a twój rozmówca nie zdoła ich wytłumaczyć (a możecie mi zaufać, że nie zdoła), musi przyznać, że – dopóki nie zostaną wytłumaczone – nie ma moralnej podstawy dla swoich przekonań. Może je wciąż żywić, ale nie może twierdzić, że stanowią one jakiekolwiek uniwersalne zasady. To tylko jego osobiste preferencje – tak jak przedkładanie babeczek nad pączki. Twój rozmówca nie ma prawa narzucać innym swoich osobistych poglądów – i z pewnością nie ma żadnego prawa orędować za opartą na nich polityką państwa. Zapytaj go, czy powstrzyma się od propagowania swoich preferencji, dopóki nie rozwiąże problemu ich uniwersalnego zastosowania. Jeśli odpowie „Tak”, zapytaj go, czy będzie sprzeciwiał się takiej polityce państwa, dopóki nie rozwiąże problemu. Jeżeli odpowie „Tak”, gratulacje! Ochrzcij go anarchistą i wyślij, aby to rozgłaszał! Jeśli odpowie „Nie”, powiedz mu, że jeśli nadal będzie głosił to, o czym wie, że jest fałszywe – albo w najlepszym wypadku wątpliwe – jest hipokrytą.

Wiem, że nie brzmi to zbyt przyjemnie, no ale – stajemy w obliczu ludzi zalecających totalną władzę państwa – czy naszą główną troską powinno być oszczędzanie uczuć tych, którzy dostarczają broni naszym wrogom? Ideał wolności zasługuje na obrońców z nieco twardszego materiału.

Jestem pewien, że podstawy argumentu z moralności są już jasne. A zatem teraz, z pewną praktyką w zakresie stosowania sokratejskiej metody kwestionowania założeń, jesteś gotowy, aby stać się ekspertem w zakresie niszczenia fałszywej moralności.

Jedno małe ostrzeżenie: Jak przekonał się sam Sokrates, decyzji o stosowaniu argumentu z moralności nie należy podejmować pochopnie. Zadawanie fundamentalnych pytań moralnych wywołuje u wielu ludzi strach, pogardę lub otwartą wrogość. Jest to jednak, moim zdaniem, jedyny sposób w jaki możemy wygrać walkę o wolność. Społeczeństwo podejmuje wszystkie podstawowe decyzje w oparciu o przesłanki moralne. Nasza jedyna szansa na sukces to podważyć i zmienić te przesłanki. Wymaga to umiejętnego, wytrwałego i konsekwentnego stosowania argumentu z moralności. Zbyt długo byliśmy w defensywie, wykrzykując prawdy z samotnych wzgórz – i zbyt często tylko wzajemnie do siebie. Czas przejść do ofensywy i wziąć w krzyżowy ogień pytań tych, którzy są tak pewni swojego prawa do używania przemocy w celu realizacji swoich zamiarów. To nie będzie łatwe – mówię to z osobistego doświadczenia – ale to konieczne. Zadawanie takich pytań jest właściwe i dobre. A jeśli zdecydujesz, że jesteś wystarczająco odważny i silny, aby zacząć używać argumentu z moralności, dołączysz do tej nielicznej grupy uczciwych myślicieli, którzy od zawsze ratowali świat.

_______

Tłumaczenie na podstawie:
Stefan Molyneux, The Argument From Morality (or, how we will win...), http://freedomain.blogspot.com/2005/11/argument-from-morality-or-how-we-will.html

The Argument From Morality (or, how we will win...) opublikowano na stronie http://www.freedomain.blogspot.com/ 28 listopada 2005 r.



2007/10/18

Cytat: Demokracja umacnia pożądanie cudzej własności

„W każdym społeczeństwie, dopóki ludzkość jest, jaka jest, istnieć będą ludzie pożądający cudzej własności. Niektórzy dotknięci są tym uczuciem zawiści w większym stopniu niż inni. Na ogół jednak ludzie uczą się opanowywać swe żądze, a nawet czują wstyd z powodu poddawania się im. Z reguły tylko nieliczne osoby nie są w stanie stłumić w sobie pragnienia cudzej własności, co skutkuje napiętnowaniem ich przez pozostałych członków społeczeństwa jako przestępców i poddaniem fizycznej karze. W przypadku władzy książęcej tylko jeden człowiek – książę – może zaspokajać swoje pragnienie cudzej własności i to właśnie sprawia, że jest on potencjalnym zagrożeniem i »złem«. Oprócz wspomnianych już wyżej czynników natury logicznej i ekonomicznej, książęce zakusy redystrybucyjne zostają ograniczone przez jeszcze jeden fakt. Mianowicie ludzie uważają na ogół redystrybucję i przywłaszczanie sobie cudzej własności za godne pogardy i niemoralne, dlatego bacznie przyglądają się działaniom księcia. Rzecz ma się zupełnie inaczej w systemie nieograniczonego dostępu do struktur władzy, tam bowiem każdemu pozwala się otwarcie wyrażać swoje zawistne pragnienie własności innych. To, co kiedyś uważane było za niemoralne, godne pogardy i zasługujące na potępienie, teraz zyskuje status uczucia w pełni usprawiedliwionego. Każdy, o ile tylko odwołuje się przy tym do ideałów demokracji, może otwarcie pożądać własności innych. Każdy także może wręcz dać upust swemu pragnieniu cudzej własności, pod warunkiem że uda mu się wejść w szeregi władzy. W demokracji zatem potencjalnym zagrożeniem staje się każdy obywatel.

W rezultacie ustrój demokratyczny pozwala na systematyczne umocnienie powszechnego, niemoralnego i antyspołecznego pragnienia cudzej własności. Każda żądza jest usprawiedliwiona, o ile tylko wygłasza się ją publicznie pod specjalną osłoną »wolności słowa«. Wszystko można powiedzieć, do wszystkiego rościć sobie prawo – wszystko jest do wzięcia. Nawet, jak mogłoby się wydawać, najlepiej ugruntowane prawa własności nie zostają wyłączone spod redystrybucyjnych zakusów. Co gorsza, ze względu na powszechny charakter wyborów, do władzy dochodzić będą ci członkowie społeczeństwa, którzy są w znacznym stopniu – lub nawet całkowicie – pozbawieni hamulców moralnych przed zabieraniem cudzej własności. Po szczeblach władzy piąć się będą ludzie amoralni, sprawni demagodzy i blagierzy najbardziej wprawni w pozyskiwaniu większości garścią niemoralnych i sprzecznych obietnic. Sytuacja więc ze złej zmienia się na jeszcze gorszą.”

Hans-Hermann Hoppe, Demokracja – bóg, który zawiódł (Ekonomia i polityka demokracji, monarchii i ładu naturalnego), Warszawa 2006, s. 136-137


2007/10/12

Tłumaczenie: Carl Watner „Podstawy woluntaryzmu”

Woluntaryzm to doktryna głosząca, że relacje między ludźmi powinny opierać się wyłącznie na wzajemnej zgodzie. Woluntaryzm stanowi środek, cel i przekonanie. Nie opowiada się za jakąś określoną formą, którą przyjmą dobrowolne umowy – twierdzi tylko, że należy odrzucić przemoc, aby jednostki mogły prosperować w społeczeństwie. Jako że woluntaryzm jest środkiem, który określa cel – musimy dążyć do powstania społeczeństwa w pełni woluntarystycznego dobrowolnymi środkami. Ludzi nie można zmusić do wolności. Korzystamy zatem z wolnego rynku, edukacji, przekonujemy i stosujemy bierny opór jako główne sposoby, aby zmieniać poglądy ludzi na Państwo. Woluntarystyczne przekonanie, że każda tyrania i każdy rząd opiera się na społecznym przyzwoleniu, wyjaśnia, dlaczego dobrowolne środki wystarczą do osiągnięcia tego celu.

Argument epistemologiczny

Przemoc nigdy nie jest środkiem do osiągnięcia wiedzy. Jak wyjaśniła Isabel Paterson w książce The God of the Machine: „Żaden edykt nie może obdarzyć jednostki niczym, czego odmawia jej natura. Rządowy dekret nie może uleczyć złamanej nogi, ale może nakazać okaleczenie zdrowego ciała. Nie może obdarzyć nikogo inteligencją, ale może zakazać używania inteligencji”. Innymi słowy, jak ujął to Baldy Harper: „Prawdy nie da się zastrzelić!”. Zwolennik jakiejkolwiek formy napastniczej przemocy znajduje się z punktu widzenia logiki w bardzo ryzykownej sytuacji. Przemoc nie przekonuje i nie stanowi żadnego argumentu. William Goodwin wskazał, że przemoc „jest sprzeczna z naturą intelektu, który za pomocą przekonywania można tylko doskonalić”, i że „gdyby człowiek, który stosuje wobec mnie przemoc, umiał przekonać mnie do do swojego zdania drogą argumentacji, zrobiłby to. Tymczasem udaje, że karze mnie, bo jego argumentacja jest silna; ale tak naprawdę karze mnie, bo jest słaby”. Przemoc nie ma w sobie niczego, co prowadzi do rozwoju cywilizowanego społeczeństwa. W najlepszym wypadku umożliwia paru jednostkom wzbogacenie się, jednocześnie ograniczając możliwości większości innych ludzi.

Argument ekonomiczny

Ludzie uczestniczą w dobrowolnej wymianie, ponieważ spodziewają się poprawy swojego bytu; jedynymi osobami zdolnymi ocenić, czy warto dokonać wymiany, są uczestniczące w niej strony. Stąd wynika w naturalny sposób woluntaryzm – jeśli nikt nie próbuje mu przeszkodzić. Wzajemne oddziaływanie własności naturalnej i wymiany skutkuje wolnorynkowym systemem cen, który dostarcza informacji potrzebnych do podejmowania inteligentnych decyzji ekonomicznych. Interwencjonizm i kolektywizm uniemożliwiają dokonanie kalkulacji ekonomicznej, bo zakłócają wolnorynkowy system cen. Nawet najmniejsza interwencja rządu prowadzi do problemów, którymi usprawiedliwia się wzywanie do kolejnych interwencji. W gospodarkach „kontrolowanych” nie ma miejsca na innowacje, nowe sposoby działania, ani na „to, czego nie da się przewidzieć”. Wolnorynkowa konkurencja to proces uczenia się, przynoszący wyniki, których nikt nie jest w stanie znać z góry. Nie ma sposobu, aby określić, ile szkód wywołały i wciąż będą wywoływać ograniczenia polityczne.

Argument moralny

Zasada dobrowolności powoduje, że – jakkolwiek mamy możliwość wyboru tego, co najgorsze – mamy też możliwość wyboru tego, co najlepsze. Woluntaryzm daje nam sposobność polepszania naszego bytu, chociaż nie daje gwarancji rezultatów. Zasada dobrowolności zabrania nam przemocą narzucać innym nasze pojęcie „lepszego bytu”. Jednocześnie chroni nas przed sytuacją, w której ktoś inny przemocą narzuca nam swoje pojęcie „lepszego bytu”. Użycie przemocy w celu wymuszenia moralnego zachowania automatycznie wyklucza możliwość jego zaistnienia – aby działanie było moralne, musi być dobrowolne. Jeżeli osoba zostaje zmuszona do postępowania w określony sposób (albo rząd grozi jej karami), w jej zachowaniu nie ma niczego cnotliwego. Wolność wyboru to element konieczny do osiągnięcia moralności. Tam, gdzie pojawia się szansa na dobre życie, trzeba też zgodzić się na ryzyko wyboru złego życia.

Argument z prawa naturalnego

Rozum i zdrowy rozsądek podpowiadają nam, że niczego nie można uczynić właściwym przez ogłoszenie tego jako prawa, jeżeli nie jest to zgodne z naturą. Stoik Epiktet nawoływał ludzi do przeciwstawiania się tyranom w taki sposób, aby podać w wątpliwość samą potrzebę istnienia rządu. „Jeśli rząd nakazał ludziom, aby zrobili coś, czemu sprzeciwiałby się ich rozum, powinni przeciwstawić się rządowi. Jeśli rząd kazał ludziom zrobić to, co i tak podpowiedziałby im rozum, nie potrzebują rządu”. Tak jak nie potrzebujemy Państwa, aby dyktowało nam, co jest dobre, a co nie jeśli chodzi o uprawę żywności, wytwarzanie tekstyliów albo wytop stali – tak nie potrzebujemy rządu, aby dyktował standardy w jakiejkolwiek dziedzinie działalności. „Niezależnie od tego, co mówi prawo, śnieg spadnie, kiedy Słońce znajdzie się nad Zwrotnikiem Koziorożca, a kwiaty zakwitną, kiedy znajdzie się nad Zwrotnikiem Raka”.

Argument z celów i środków

Chociaż niektóre usługi i dobra są konieczne dla naszego przetrwania, nie jest konieczne, aby dostarczał je rząd. Woluntaryści sprzeciwiają się Państwu, ponieważ używa ono środków opartych na przemocy. Środki to nasiona, z których rozwijają się kwiaty, a następnie owoce. Nie jest możliwe, aby zasiać przymus, a następnie zerwać kwiat woluntaryzmu. Zwolennik przymusu zawsze proponuje, aby przemocą zmusić ludzi do zrobienia czegoś, zazwyczaj przez uchwalenie jakichś praw albo wybranie na urząd polityków. Te prawa i ci urzędnicy egzekwują swoją wolę w oparciu o przemoc fizyczną. Środki woluntarystyczne, takie jak na przykład bierny opór, nie naruszają niczyich praw. Służą tylko do odjęcia znaczenia prawom i politykom – poprzez ignorowanie ich. Woluntaryzm nie wymaga od ludzi, aby obalili rząd przemocą albo zmienili go, korzystając z procesu elekcyjnego. Wystarczy, że przestaną go popierać – a rząd upadnie pod swoim własnym ciężarem. Jeżeli człowiek zatroszczy się o środki, cel zatroszczy się sam o siebie.

Argument z niesprzeczności

Prosta obserwacja mówi nam, że używane środki muszą stać w zgodzie z celem, do którego się dąży. Nie da się „prowadzić wojny o pokój” albo „zwalczać polityki przez zaangażowanie w politykę”. Wolność i własność prywatna to całościowe, niepodzielne pojęcia, które są narażone na niebezpieczeństwo, jak długo istnieje Państwo. W naszym skomplikowanym świecie społecznym wszystkie rzeczy pozostają ze sobą w związku – jeżeli wolno naruszyć (niezależnie od podanego usprawiedliwienia) wolność i prawo własności jednego człowieka, niczyja wolność i własność nie są bezpieczne. Lepszy człowiek może być pewien swojej wolności tylko wtedy, kiedy gorszy człowiek ma pewność swoich praw. Często zapominamy, że możemy umacniać naszą wolność tylko poprzez chronienie wolności najbardziej nikczemnych spośród ludzi – aby nie tworzyć precedensów, które mogą dosięgnąć i nas.

Argument ze spójności, samokontroli i deprawacji

Jest faktem natury ludzkiej, że jedyną osobą, która może myśleć używając twojego mózgu, jesteś ty. Żadna osoba nie może też zostać zmuszona do robienia czegoś niezgodnego z jej wolą, ponieważ każdy jest ostatecznie odpowiedzialny za swoje działania. Rządy próbują zastraszać ludzi, aby poddali się tyranii – biorąc ich ciała na zakładników i usiłując zniszczyć ich ducha. Ta strategia nie jest skuteczna wobec osoby, która ma stoicki stosunek do życia i nie pozwala, aby ból zmącił spokój jej umysłu i spowodował, że przestanie używać rozumu. Rząd może zniszczyć czyjeś ciało lub własność, ale nie może uczynić szkody niczyjej filozofii życiowej. Woluntarysta odrzuca użycie władzy politycznej, ponieważ można ją stosować wyłącznie milcząco aprobując przemoc albo używając jej dla osiągnięcia swoich celów. Władza czynienia komuś dobra oznacza też władzę wyrządzania mu krzywdy. Władza polityczna to władza przymuszania ludzi, kontrolowania życia innych. Narusza wszystkie podstawowe zasady woluntaryzmu brzmiące: racja nie zależy od siły; cel nigdy nie uświęca środków; nikomu nie wolno ingerować w cudze życie stosując przemoc. Nawet najmniejsza dawka władzy politycznej jest niebezpieczna. Ogranicza co najmniej pewnej grupie ludzi możliwość życia po swojemu. Jednak ważniejsze z woluntarystycznego punktu widzenia jest to, co władza czyni z osobą, która ją dzierży – deprawuje ją.

_______

Tłumaczenie na podstawie:
Carl Watner, Fundamentals of Voluntaryism, http://voluntaryist.com/fundamentals/introduction.php

Fundamentals of Voluntaryism opublikowano w czasopiśmie The Voluntaryist (numer 40, październik 1989).


2007/10/03

Cytat: Nie przeklinajmy dużych fortun

„[K]to na tym świecie dorabia się majątku? Przeciętnie biorąc, zbogacają się ludzie przedsiębiorczy, energiczni, wytrwali, punktualni, umiejący panować nad sobą, wreszcie cokolwiek szczęśliwi. Jak znowu, przeciętnie biorąc, nie dorabiają się, a nawet wpadają w nędzę, ludzie słabego charakteru, kapryśni, działający bez namysłu, leniwi i nieszczęśliwi. Ci jednak ludzie, którzy robią majątki, nie zdobywają ich sami, muszą mieć dziesiątki, setki, a niekiedy i tysiące pomocników, których trzeba wynagradzać, więc z tego powodu majątkom większym, osobliwie dorobkiewiczowskim, towarzyszyć musi wysoka zamożność ogółu. W Stanach Zjednoczonych trafia się wiele nadużyć ze strony kapitalistów, znajduje się wielu miliarderów, mimo to (w czasach normalnych) zamożność ogółu jest bardzo wysoka i nie mniej wysokie bywają dochody robotników.

Więc nie przeklinajmy dużych fortun: one nie tylko nie szkodzą, ale pomagają do zbogacenia się społeczeństwu, a nadto stanowią rodzaj barometru zamożności ogólnej.”

Bolesław Prus, Kroniki tygodniowe, Warszawa 1987, t. II, s. 241-242