2008/01/16

Tłumaczenie: Don Kates „Jak zakaz posiadania broni palnej sprzyja masowym morderstwom”

World Forum on the Future of Sport Shooting Activities [Światowe Forum do spraw Przyszłości Strzelectwa Sportowego] to grupa przeciwstawiająca się działaniom ONZ i innych organizacji, usiłujących doprowadzić do zakazu posiadania i konfiskaty całej posiadanej na świecie przez cywilów broni palnej. W maju 2003 r. WFSA zorganizowało w Tower w Londynie sympozjum, na które przygotowałem długi referat. Poniższy tekst to komentarz, który wygłosiłem, opisując moje wnioski:

1) Rzadko udaje się dokonać ludobójstwa w sytuacji, gdy grupa mająca paść jego ofiarą jest uzbrojona – właściwie prawie nigdy nawet się tego nie próbuje.

2) Do niemal wszystkich przypadków dwudziestowiecznego ludobójstwa doszło w państwach, które zakazały posiadania broni.

3) W wielu ludobójstwach udział brali mordercy-cywile, używający siekier, noży i innych narzędzi codziennego użytku.

4) Mordercy byli szkoleni i dowodzeni przez uzbrojonych funkcjonariuszy państwowych, a w tych rzadkich przypadkach, kiedy mordercy-cywile mieli broń palną, dostawali ją od rządu, który po dokonaniu zabójstw zabierał ją z powrotem.

5) Rządy zamordowały w dwudziestowiecznych ludobójstwach 34 razy więcej ofiar niż [„prywatni”] przestępcy.

Terminem „ludobójstwo” określam masowe morderstwo. Nie dokonuję rozróżnienia na morderstwa ze względu na przynależność narodowościową, przekonania polityczne, religijne itd. I nie włączam do rachunku „zwykłych”, cywilnych ofiar wojen. Przyjrzyjmy się dwóm konfliktom zbrojnym między Etiopią a Erytreą. Pierwszy wybuchł, kiedy Erytrea dokonała secesji. Chociaż Etiopia w końcu przegrała, dokonała eksterminacji 300.000 bezbronnych Erytrejczyków, żeby zastraszyć pozostałych. Dziesięć lat później te same kraje stoczyły kolejną wojnę – tak brutalną, że zabito w niej 100.000 żołnierzy. Ale zginęło tylko kilkuset cywilów, bo nie prowadzono celowej polityki eksterminacji.

Ludzie Zachodu popełniają poważny błąd, patrząc na przykład Holokaustu, najlepiej znanego nam masowego morderstwa. Traktujemy ludobójstwo jako incydentalny wynik niemieckiego szaleństwa, do którego nigdy nie mogłoby dojść w naszych krajach. Historyk Robert Control wykazał błędność tego twierdzenia po konsultacji z trzema współczesnymi specjalistami zajmującymi się tematem ludobójstwa. Wszyscy oni zgodzili się, że gdyby w 1900 r. poproszono ekspertów o wskazanie państw, które w przeciągu 50 lat dokonają ludobójstwa, pewne przewidywania by się sprawdziły, a inne nie. Ale żaden ekspert nie przewidziałby, że w przeciągu 50 lat tolerancyjne, cywilizowane państwo niemieckie zabije jakiegokolwiek Żyda, nie mówiąc już o 6 milionach. Lekcja jest prosta: Nikt nie może być pewien, że w przeciągu kilku dziesięcioleci społeczeństwo, w którym żyje, nie zacznie stosować ludobójczej przemocy.

W dwudziestym wieku rządy dokonały masakry 170 milionów nieuzbrojonych cywilów – zazwyczaj z racjonalnych powodów. W latach 1945-2000 doszło do 41 przypadków ludobójstwa, z których każde kosztowało życie przynajmniej 50.000 ludzi w krajach zagrożonych wojną domową albo atakiem partyzantów. Dla ścisłości: wspomniane 41 przypadków ludobójstw nie było jedynymi tego rodzaju przypadkami od 1945 r. – i nie we wszystkich zginęło zaledwie 50.000 ofiar. Wspólny mianownik jest taki, że wszystkich 41 ludobójstw dokonały rządy, liczące na zredukowanie swoich problemów przez dokonanie masowych morderstw na ludziach uważanych za sympatyzujących z krytykami władz.

Pod koniec dwudziestego wieku liczba przypadków ludobójstwa znacznie się zmniejszyła. Dlaczego? Ponieważ kraje [w których nie doszło do przypadków ludobójstwa], patrząc na społeczne i ekonomiczne koszty poprzednich ludobójstw, uznały, że były one po prostu zbyt wysokie. Czasami taniej wyjdzie pójść na kompromis i żyć obok jakiejś mniejszościowej grupy niż ją eksterminować. Z tego samego powodu rzadko atakowano uzbrojone mniejszości. Było oczywiste, że zabijanie ich będzie kosztowało więcej niż pójście na kompromis.

Przyjrzyjmy się ludobójstwom dokonywanym w latach 90. przez Serbów. Otrzymawszy w spadku po rozwiązanej armii Jugosławii większość jej broni, Serbowie zaatakowali Chorwatów. Przestali, kiedy okazało się, że Chorwaci też przejęli trochę broni, a potem dokupili jej jeszcze więcej. W tej sytuacji Serbowie zaatakowali bośniackich muzułmanów, którzy nie mieli żadnej broni i nie mogli jej zdobyć ze względu na embargo ONZ. Zamordowano około 300.000 Bośniaków, zanim w końcu kraje muzułmańskie, nie tak dobroduszne jak ONZ, przemyciły wystarczająco dużo broni, aby Serbowie przestali – bo zaczęli tracić ludzi, zamiast zabijać bezbronne ofiary.

Wyobraźmy sobie teraz, że 300.000 erytrejskich cywilów miałoby broń. Licha armia etiopska nie zdołałaby ich zamordować. Prawdopodobnie nawet by nie próbowała, bo to zachęciłoby cywilów do wstąpienia w szeregi rebeliantów. Podobnie, szwadrony śmierci Idiego Amina – w sile zaledwie 30.000 ludzi – nie zdołałyby zamordować 300.000 Ugandyjczyków, gdyby mieli oni broń. Stutysięczna armia Czerwonych Khmerów nie mogłaby zabić 2,5 miliona Kambodżan, gdyby byli oni uzbrojeni. Holokaust wydarzył się w sytuacji najtrudniejszej z możliwych dla zbrojnego oporu, bo Żydzi stanowili małą grupę, rozproszoną po całym kontynencie, który do ich mordowania odnosił się z obojętnością, albo się na nie godził. Ale nawet w czasie Holokaustu odnotowano wiele przypadków, kiedy pojedynczy Żydzi ocaleli, bo byli uzbrojeni.

Jest bardzo istotne, aby zrozumieć, jak odpowiadają na te wszystkie argumenty przeciwnicy wolnego dostępu do broni palnej. Wcale nie odpowiadają. Po prostu nie zastanawiają się nad tym, że postulowana przez nich konfiskata całej broni posiadanej przez cywilów może ułatwić dokonanie ludobójstwa. Co więcej, w tym niewielkim zakresie, w jakim dopuszczają dyskusję nad pewnymi aspektami ludobójstw, z powagą twierdzą, że dochodzi do nich ze względu na brak rządu i broń w rękach cywilów. To twierdzenie jest absolutnie fałszywe – nie udało mi się znaleźć ani jednego przypadku dwudziestowiecznego ludobójstwa, które by je potwierdzało. Niezwykle rzadko dochodziło do przypadków ludobójstwa z udziałem cywilów, a przy niewielkim współudziale lub zupełnie bez współudziału rządu (były nimi na przykład rzezie między hinduistami a muzułmanami, jakie miały miejsce po uzyskaniu przez Indie niepodległości). Ale we wszystkich tych przypadkach [ludobójstw bez udziału lub z niewielkim udziałem rządu] morderstw dokonywano przy użyciu noży, maczet, kos i innych narzędzi codziennego użytku, a nie broni palnej. O wiele częściej dochodziło do przypadków ludobójstwa dokonywanego przez cywilów, którymi dowodzili i których do zabijania za pomocą takich narzędzi podjudzili funkcjonariusze rządu. A w niektórych przypadkach rządy dawały cywilom broń palną, którą po dokonaniu morderstw zabierały z powrotem. (Nawet w tych przypadkach większości zabójstw dokonywano za pomocą innych narzędzi, a nie broni palnej.) We wszystkich przypadkach obowiązujące w społeczeństwie prawo sprzyjało ludobójstwu przez zakazywanie cywilom posiadania broni palnej.

Chociaż broni palnej można używać w celach napastniczych, służy ona głównie do obrony. To jedyna broń, która pozwala słabym bronić się przed silnymi. Jak mówią aktywiści opowiadający się przeciw wolnemu dostępowi do broni palnej (nie zdając sobie sprawy z implikacji swojej wypowiedzi), broń palna „jest powszechnie używana w konfliktach, w których udział biorą osoby niewykształcone i dzieci – bo łatwo się nią posługiwać przy minimalnym szkoleniu”, jej „rozpowszechnienie wśród grup działających na szczeblu niższym niż państwowy i wśród cywilów daje im siłę ognia równą albo przewyższającą tę, którą dysponuje państwowa policja albo nawet siły zbrojne”, a „jednostka albo mała uzbrojona grupa może stanowić dla społeczeństwa zagrożenie”.

Takie twierdzenia implikują (u tych, którzy mają chęć i są w stanie zastanowić się nad ich implikacjami), że – jeśli grupa mająca paść ofiarą ludobójstwa posiada broń palną – samo to może powstrzymać rząd przed próbą dokonania morderstw. Ten czynnik odstraszający może mieć szczególnie istotne znaczenie dla mieszkańców Trzeciego Świata, którzy nie dysponują zbyt skuteczną armią, lecz jedynie cywilami uzbrojonymi w narzędzia rolnicze i inne. Powtórzmy: spośród wszystkich rodzajów broni tylko broń palna pozwala słabym skutecznie bronić się przed silnymi.

Na koniec chciałbym podkreślić trzy rzeczy. Po pierwsze: dwudziestowieczne ludobójstwa zabrały wielekroć razy więcej istnień ludzkich niż „zwykłe” morderstwa z użyciem broni palnej. Po drugie: nie da się przewidzieć, czy w przeciągu 30 albo 50 lat społeczeństwo, w którym żyjesz, nie zaangażuje się w ludobójstwo. Po trzecie: chociaż autorzy sprzeciwiający się wolnemu dostępowi do broni w bardzo w ograniczonym stopniu zajmują się tematyką ludobójstw, ci, którzy ich dokonują, są bardzo zainteresowani kwestią posiadania broni przez członków grupy wybranej na ofiary. Po przejęciu władzy Czerwoni Khmerzy przeprowadzili na terenie całej Kambodży dokładne rewizje wszystkich domów i chatek w poszukiwaniu broni. Jak relacjonuje jeden ze świadków: „Pukali do drzwi, a ludzi, którzy im otwierali, pytali, czy mają jakąś broń. »Jesteśmy tu, żeby was chronić« – mówili żołnierze – »i nikt już nie potrzebuje mieć broni«. Ludzi, którzy powiedzieli, że nie trzymają żadnej broni, [i tak] zmuszano, żeby się usunęli i pozwolili, aby żołnierze sami jej poszukali...”

Kiedy żołnierze upewnili się, że nikt nie ma broni palnej, zaczynało się mordowanie.

_______

Tłumaczenie na podstawie:
D.B. Kates, How Banning Guns Promotes Mass Murder, „Handguns”, February / March 2004, pp. 20-21.

Tekst można przeczytać również tutaj:
http://luke7777777.blogspot.com/2007/02/don-kates-how-banning-guns-promotes.html




2008/01/06

Tłumaczenie: Stefan Molyneux „Paranoja lateralna”

W zeszłą sobotę wieczorem (12 marca 2005 r., jeśli to kogoś ciekawi) uczestniczyłem w jednym z najbardziej przewidywalnych sporów w historii myśli politycznej.

Podawałem argumenty przeciw państwu opiekuńczemu i w odpowiedzi usłyszałem – prawdopodobnie po raz milionowy – że musimy mieć przymusowe podatki, bo na świecie istnieją skąpi ludzie, którzy nie pomogliby biednym.

Odpowiedziałem, jak zawsze, że argumentowałem przeciw państwu opiekuńczemu od ponad dwudziestu lat i przez cały ten czas ani razu nie spotkałem nikogo, kto zatarłby ręce i powiedział: „Słuchaj, stary – z wielką przyjemnością pozbyłbym się podatków, bo nienawidzę pomagać biednym!”. Każda osoba, którą kiedykolwiek spotkałem, natychmiast wyrażała głęboką troskę o los biednych. Albo chorych. Albo bezdomnych. Albo jeszcze kogoś innego.

To fascynujące. Najwyraźniej wszyscy, z którymi kiedykolwiek się spierałem, wierzyli w istnienie tej znaczącej większości skąpych ludzi, ale tak naprawdę nigdy żadnego z tych „skąpych ludzi” nie spotkali. Innymi słowy, [moi dyskutanci] nie opowiadają się za podatkami dlatego, że spotkali tak wielu skąpych ludzi. Wierzą w istnienie znaczącej większości „skąpych ludzi” dlatego, że istnieją podatki – zupełne odwrócenie przyczyny i skutku. Przypomina to żywione w latach 30. dwudziestego wieku przez wielu Niemców przekonanie, że „Żydzi są prześladowani, bo jest tak wielu złych Żydów”. Ustawy tworzą fakty.

To, czego chciałbym się dowiedzieć, to odpowiedź na pytanie: co, u licha, spowodowało, że jesteśmy względem siebie tak wrogo nastawieni i podejrzliwi? Czy to nie wydaje się dziwne? Na poziomie osobistym prawie każdy, kogo spotykam, jest uprzejmy, troskliwy, hojny – altruistyczny aż do przesady. (Pod względem poglądów politycznych wszyscy oni są totalitarystami, ale to osobna kwestia!) Zatrzymujesz samochód i pytasz o drogę. Ludzie rwą się do pomocy. Zmagasz się z wielgachną paczką. Ludzie otworzą ci drzwi. Przytrzymają windę. Przepuszczą cię bez kolejki, jeśli jesteś beznadziejnie spóźniony. W sytuacji kryzysowej dadzą ci dach nad głową. Dadzą miliardy na pomoc ofiarom kataklizmów. Na poziomie osobistym ludzie są w większości cudowni.

Oczywiście, istnieją źli ludzie. I co z tego? Czy kiedykolwiek spędzałeś z nimi naprawdę sporo czasu? Czy możesz potwierdzić, że mają liczebną przewagę? Oczywiście nie! Są oni bytami wyłącznie teoretycznymi.

Ponadto – jak wspominałem już w innych moich tekstach – żaden system podatkowy nigdy nie dosięga pieniędzy tych skąpych ludzi. Oni i tak są przestępcami. Nie wspomagają żadnych organizacji charytatywnych i nie płacą podatków. Przestępczość to gospodarka gotówkowa. Podatki uderzają tylko w uczciwych – którzy i tak pomogliby biednym.

Więc skoro nie ma bardzo wielu złych ludzi – a podatki nie umożliwiają sięgnięcia po ich pieniądze – dlaczego „źli ludzie” stanowią tak popularne uzasadnienie władzy Państwa?

Po pierwsze, bardzo, bardzo niewielu ludzi faktycznie umie myśleć za siebie. W rzeczywistości wielu ludzi myśli tak ciężko, że naprawdę myśli, że potrafi myśleć! Ponieważ nie potrafią myśleć, usiłują konstruować teorie w oparciu o bezpośrednio dostępne dane – jak prymitywni fizycy, którzy wyobrażają sobie, że świat jest płaski, bo na taki wygląda. Szydzą ze wszystkich dowodów, które wskazują na coś przeciwnego, bo nie rozumieją ograniczeń swoich bezpośrednich zmysłów. Ale ekonomia i moralność to logiczne dyscypliny, bo rzeczywistość nie jest oczywista – gdyby była, nie potrzebowalibyśmy logiki; moglibyśmy przerwać wykorzystując instynkt i adrenalinę, jak psy. Ale nie jesteśmy psami, i nie jesteśmy bogami, więc potrzebujemy myśleć.

A zatem – jak zwraca się nas przeciw sobie nawzajem? Odpowiedź na pytanie „dlaczego?” jest prosta; a pożyteczna maksyma pozwala nam zrozumieć, że ktokolwiek mówi – bez dowodów empirycznych – że masz jakichś wrogów, sam jest twoim wrogiem.

Aby zmienić nas wszystkich ze sprzymierzeńców we wrogów, ludzka natura musi być uważana za zepsutą i egoistyczną – a zatem mądrzy i potężni władcy muszą ją przymusić do cnoty.

To, oczywiście, opis pewnego modelu wychowania (tj. większości z nich) – dzieci nie rozumieją, co jest dla nich dobre, a więc trzeba je zastraszyć i zmusić, aby postępowały dobrze. Innymi słowy, cnota to kwadratowy otwór, a dusza to okrągły kołek, w który należy nieustannie walić, aby nabrał odpowiedniego kształtu.

Dobrym przykładem tego jest „uprzejmość”. „Bądź grzeczny!” – warczą rodzice – a dzieci są naturalnie zdezorientowane – a koniec końców oburzone tą hipokryzją. Ten styl sprzecznego wewnętrznie wychowania dobrze przekłada się na język Państwa: „Pomóż innym” – mówią politycy, przykładając ci broń do skroni.

Oczywiście, politycy nie chcą ci pokazać tej broni – tak jak rodzice, którzy nie chcą, abyś zorientował się, że są próżnymi tyranami, zatroskanymi o swoją władzę, a nie o twój rozwój moralny. Politycy muszą ukrywać broń – tak, abyśmy mogli fantazjować o tym, że uczestniczymy w procesie [politycznym]. Politycy używają do tego celu trójwarstwowego kłamstwa:
1. Nie ma broni;
2. Broń jest, ale to środek ostateczny;
3. Broń jest i nie jest środkiem ostatecznym – ale używamy jej tylko przeciw złym ludziom.

W ten sposób starają się nas uspokoić, że broń nie jest wycelowana w nas. Ale oczywiście broń jest wycelowana wyłącznie w uczciwych ludzi, bo źli ludzie nie płacą podatków albo stoją ponad prawem. Źli ludzie to albo przestępcy (kradnący na skalę lokalną) albo politycy (kradnący na skalę globalną). Przestępcy nie płacą podatków, a politycy stoją ponad prawem. (Jeżeli nie wierzysz w to drugie stwierdzenie, uświadom sobie, że za oszustwa księgowe albo nieuczciwe praktyki reklamowe przedsiębiorcy idą do więzienia, ale żadnego polityka nigdy nawet nie oskarżono o kłamanie na temat deficytu albo o złamanie jakiejś obietnicy.)

Broń jest wycelowana w ludzi, którzy mają stałą pracę. Broń jest wycelowana w dobrych ludzi – nie w złych. Jest wycelowana w tych, którzy mają coś do stracenia – którzy mają współmałżonka lub dzieci. Jest wycelowana w tych, którzy cenią wolność i zrobili ze swoim życiem coś sensownego. To nie dobrzy ludzie mierzą z broni w złych. To źli ludzie mierzą w dobrych. Celowanie w dobrych ludzi to nie efekt uboczny celowania w złych. Wymyśla się istnienie złych ludzi – tak, aby można było wycelować broń w dobrych.

Tak samo jak z Państwem, rzecz ma się z rodzicami. Oni nie tyranizują dzieci, aby były dobre – tworzą sprzeczną wewnętrznie normę „dobra”, aby je tyranizować. Na przykład rodzice mówią: „Miej wzgląd na uczucia innych albo stracę nad sobą panowanie”. Świetnie. Więc kiedy chłopak spotyka dziewczynę, która nie ma względu na jego uczucia, [chłopak] traci nad sobą panowanie. To najzupełniej logiczne! Ale, oczywiście, nie chwali się chłopaka za jego moralne zachowanie – jeszcze mocniej się go krytykuje.

Więc chłopak czyni wysiłki, aby zrozumieć zasadę. Mówią mu: „Musisz być uprzejmy dla ludzi, nawet jeśli oni nie są uprzejmi dla ciebie!”. Znakomicie. Zatem chłopak nie musi być uprzejmy dla swoich rodziców, bo oni muszą być dla niego uprzejmi – niezależnie od tego, jak się zachowuje. Ojej, ale tego też nie wolno!

Prawdziwa „zasada” brzmi: Nie rób mi kłopotów. Nie wprawiaj mnie w zakłopotanie. Nie przerywaj mi. Nie przeszkadzaj mi. Słuchaj moich zachcianek!

To – oczywiście – w ogóle nie jest żadna zasada. To prymitywna tendencyjność. To tak, jakbym ci kazał: masz nie lubić tej muzyki, której ja nie lubię. To nie zasada. To po prostu poddawanie twojej osoby moim zachciankom. Nie może stanowić uniwersalnej zasady, bo odnosi się wyłącznie do jednej z oddziałujących na siebie stron: ty masz robić to, czego ja sobie zażyczę! To po prostu tyrania.

Zatem, oczywiście, zarówno rodzice, jak i politycy odrzucają jakiegokolwiek rodzaju zasady i definicje. Tworzą dyktatury zachcianek, w których dziecko nigdy nie może przewidzieć właściwego sposobu zachowania. To chyba najgorsza forma wykorzystywania dzieci, bo powoduje, że dziecko spędza całe swoje życie w strachu, próbując odgadnąć zachcianki swoich władców – zarówno rodziców, jak i, co smutne, swoich politycznych właścicieli.

Kiedy więc następnym razem ktoś powie ci, że musisz poddać się władzy Państwa, bo jest tak wielu „złych” ludzi, po prostu zapytaj:

– Ilu jest złych ludzi?
– Czy ja jestem jednym z nich?
– A ty?
– Czy ktokolwiek w tym pomieszczeniu jest złą osobą?
– Ilu złych ludzi spotkałeś w życiu?
– Skąd wiedziałeś, że spotkani przez ciebie źli ludzie są źli?
– Czy kiedykolwiek widziałeś jakiekolwiek badania dowodzące liczebnej przewagi tych złych ludzi?
– A nawet jeśli mają oni tak dużą przewagę liczebną, jak sądzisz, co tu pomogą podatki? To jasne, że źli ludzie ich nie płacą.

I wreszcie:

– Skoro jest wielu złych ludzi, to wielu złych ludzi musi być w rządzie, prawda? W jaki zatem sposób dawanie złym ludziom władzy stosowania przemocy czyni świat lepszym miejscem?

_______

Tłumaczenie na podstawie:
Stefan Molyneux, Lateral Paranoia, http://freedomain.blogspot.com/2005/03/lateral-paranoia.html

Lateral Paranoia opublikowano na stronie http://www.freedomain.blogspot.com/ 19 marca 2005 r.