2007/07/07

„Przedludzie” i aborcja w społeczeństwie libertariańskim

Opowiadanie Przedludzie (Pre-Persons) było reakcją Philipa Dicka na wyrok Sądu Najwyższego USA, który w 1973 r. uznał aborcję za „fundamentalne prawo” kobiety (Por. http://en.wikipedia.org/wiki/Roe_v._Wade oraz http://pl.wikipedia.org/wiki/Roe_v._Wade). Autor przyznał, że po opublikowaniu opowiadania otrzymał listy z pogróżkami – „niektóre z nich [...] od organizacji promujących aborcję na życzenie. No cóż, zawsze pakowałem się w kłopoty” (http://www.everything2.com/index.pl?node_id=1525070).

Philip K. Dick przedstawia Stany Zjednoczone, w których prawo pozwala zabijać dzieci poniżej dwunastego roku życia. Po amerykańskich miasteczkach krążą ciężarówki aborcyjne. Ich obsługa wyłapuje dzieci, które nie mają dokumentów stwierdzających, że są chciane przez rodziców.

„Kongres wprowadził prosty test określający przybliżony wiek, kiedy dusza wstępuje w ciało. Wyznaczała to zdolność rozwiązywania zadań algebraicznych. Do tego czasu były tylko ciała, zwierzęce instynkty i ciała, zwierzęce odruchy i reakcje na bodźce.”

Porwane dzieci przewożone są do Centrów Powiatowych. „Trzyma się je tam trzydzieści dni, zanim się je zlikwiduje. To znaczy uśpi” – tłumaczy Walterowi Bestowi jego matka, Cynthia. Jeżeli w ciągu trzydziestu dni znajdzie się rodzina gotowa adoptować niechcianego przez rodziców człowieka, będzie on żył.

„Wiem” – myślał Walter – „że nie jestem inny teraz niż dwa lata temu. Jeżeli według prawa mam duszę teraz, to miałem duszę i wtedy albo wcale nie mamy dusz i jedyną prawdziwą rzeczą jest ta okropna ciężarówka z zakratowanymi okienkami zabierająca dzieci niechciane przez rodziców, którzy korzystają z rozszerzenia starego prawa do usuwania ciąży, pozwalającego na zabijanie niechcianych dzieci, zanim przyszły na świat. Ponieważ nie miały »duszy« ani »osobowości«, wolno było je wyssać pompą próżniową, co trwało mniej niż dwie minuty. Doktor mógł przeprowadzić setkę takich zabiegów dziennie i było to zgodne z prawem, ponieważ nienarodzone dziecko nie było »człowiekiem«. Było »przedczłowiekiem«. Potem tylko przesunięto datę uzyskania człowieczeństwa.”

Następstwa legalizacji zabijania

Logicznym następstwem prawa do zabijania ludzi nienarodzonych jest prawo do zabijania ludzi widocznych gołym okiem. Doskonale obrazuje to przykład Holandii. Najpierw zezwolono tam na aborcję, następnie wprowadzono eutanazję – na początku jako prawo do zabijania ludzi starszych. Później przyszła kolej na eutanazję osób młodszych. Od lipca 2005 r. na mocy Protokołu z Groningen państwo dopuszcza zabicie dziecka do – nomen omen – dwunastego roku życia, jeżeli zgodzą się na to jego rodzice oraz grupa lekarzy (Por. http://en.wikipedia.org/wiki/Groningen_protocol oraz http://www.polskiejutro.com/art.php?p=3732).

Kiedy istnieje przyzwolenie na to, aby jakiemuś człowiekowi lub grupie ludzi wolno było bezkarnie zabijać innych, nieuchronnie pogłębia się brak zaufania do drugiego i poczucie zagrożenia. Szczególnie wyraźnie przejawia się to w relacjach rodziców z dziećmi. Dick mówi o tej zależności od samego początku opowiadania: „Przez kępę cyprysów Walter, który bawił się w króla gór, zobaczył białą ciężarówkę i wiedział, co to jest. To ciężarówka aborcyjna, pomyślał, przyjeżdża po jakieś dziecko, żeby je zabrać na skrobankę poporodową w ośrodku aborcyjnym. Może to moi rodzice ją wezwali, pomyślał. Po mnie [...] Mrużył oczy od słońca, ale głównie słuchał silnika ciężarówki aborcyjnej. Nadal było go słychać i w Walterze narastała nadzieja w miarę, jak odgłos się oddalał. Jakiś inny dzieciak zostanie zabrany do ośrodka aborcyjnego, ktoś z drugiego końca ulicy”.

Walter czuje coś w rodzaju ulgi. Czy to samo uczucie mają rodzice Earla Fleischhackera, którzy wezwali po niego ciężarówkę aborcyjną? Nie było ich w domu, kiedy go zabierano – „wyjechali wcześniej, powiedzieli mu, że jadą wymienić olej w samochodzie. [...] stchórzyli i nie chcieli być w domu, kiedy ciężarówka przyjedzie. A on strasznie wrzeszczał, może byłeś za daleko, żeby usłyszeć, ale naprawdę strasznie wrzeszczał”.

Rozbicie więzi rodzinnych sprzyja aparatowi państwa, które stara się podsycać nieufność między członkami rodziny, aby tym łatwiej nimi manipulować. Kiedy rodzice i dzieci traktują się jak wrogowie, często nie zauważają swojego rzeczywistego przeciwnika (Frank Chodorov pisał o tym zjawisku w odniesieniu do gospodarki: „Doktryna walki klasowej jest najbardziej nikczemna nie w tym, że nastawia człowieka przeciw człowiekowi, producenta przeciw producentowi, ale że odwraca uwagę walczących od ich wspólnego wroga – Państwa. Ludzie żyją z wytwarzania, ale Państwo żyje z przywłaszczania. Podczas gdy bogaci i biedni walczą o podział istniejącego bogactwa, interesem Państwa jest polepszanie swojego bytu kosztem obydwu tych grup”. Por. Frank Chodorov, The Income Tax: Root of all Evil, Auburn 2002, s. 36.).

Nie masz dokumentów – nie żyjesz

Charakterystyczne dla funkcjonariuszy państwa jest nieuznawanie człowieka za człowieka, dopóki nie jest on w stanie wylegitymować się wymaganymi dokumentami.

„- Okaż kartę C - powiedział Ferris nie wysiadając z ciężarówki; wysunął tylko przez okno rękę, demonstrując brązowy mundur z naszywką, oznaki jego władzy.
Chłopiec był wychudzony, jak wielu małych uciekinierów, ale, z drugiej strony, nosił okulary. Potargany, w dżinsach i podkoszulku, wpatrywał się z przerażeniem w Ferrisa nie robiąc żadnego ruchu, żeby okazać papiery.
- Masz kartę C czy nie? - spytał Ferris.
- C... co to jest karta C?
Ferris urzędowym głosem poinformował chłopca o przysługujących mu prawach.
- Jedno z twoich rodziców albo twój opiekun prawny wypełnia formularz 36-W, który stanowi legalne potwierdzenie, że jesteś dzieckiem chcianym. Że oni, on lub ona chce cię mieć. Nie masz tego? To z punktu widzenia prawa jesteś pozbawiony opieki, nawet jeżeli twoi rodzice chcą cię zatrzymać. Podlegają karze pięciuset dolarów”.

Jeżeli ktoś opiera się przy aresztowaniu lub w trakcie transportu do Centrum Powiatowego, funkcjonariusz państwa ma prawo użyć śrutówki lub gazu („wszyscy stracicie przytomność. To środek na rozrabiających przedludzi. Więc jak, zamkniecie się, czy mam nacisnąć guzik?”).

Każdemu z aresztowanych trzeba pokazać swą władzę i autorytet („- Informuję cię - powiedział Ferris już innym głosem - że jestem przedstawicielem władz powiatu. - Zeskoczył na ziemię i pokazał chłopcu lśniącą metalową odznakę. - Jestem Oficer Pokoju Ferris i rozkazuję ci wsiąść do ciężarówki.”), a później dokładnie sprawdzić jego tożsamość („- Proszę mi dać swój portfel. [...] Chcę znać pańskie prawdziwe nazwisko, numer ubezpieczenia, numer okręgu policji, w którym pan stale zamieszkuje, dalej, chcę wiedzieć, kim pan naprawdę jest. [...] I chcę też sprawdzić odciski jego stóp - dodał Carpenter. - Pełny zestaw. Natychmiast”).

Kim jest przewieziona do Centrum Powiatowego osoba, którą oficer Ferris i jego przełożony zdają się traktować jako człowieka, a nie „przedczłowieka”? To Ed Gantro, ojciec Tima, aresztowanego za brak dokumentów uprawniających go do życia.

Ed oznajmił Ferrisowi, że nie ma duszy i zażądał, aby przetransportował go razem z trzema młodymi aresztantami do centrum aborcyjnego.

„Ten facet jest absolwentem Uniwersytetu Stanforda, magistrem matematyki. Potem zrobił magisterium z psychologii, co, niewątpliwie, wykorzystuje teraz na nas. Musimy się go stąd pozbyć” – stwierdza szef Centrum, Carpenter. Obawia się, że całe zajście to prowokacja („pewnie już zdążyli zawiadomić dziennikarzy”). Każe usunąć aresztowanych: „Wyrzuć ich z ciężarówki poza nasz teren. I zaprzeczaj, że ich kiedykolwiek widziałeś na oczy. Trzymaj się tej wersji”.

Okazuje się, że wystarczy odrobina odwagi i determinacji, aby pokonać zabójcze przepisy. Instytucje mają nad ludźmi władzę tylko wtedy, kiedy oni sami się na to godzą. Ed Gantro zażądał, aby zawieziono go do ośrodka aborcyjnego – podjął, zdawałoby się, wariacką decyzję i dzięki temu uratował życie trzech ludzi.

„Wszystko zostało powiedziane”

Później nie starczyło mu zdecydowania, aby wraz z synem uciec „do Kanady, gdzie są ryby i dużo gór”.

„Nie można jechać do Kanady bez pisemnego stwierdzenia żony, że ona nie przyjedzie” – mówi Ed Gantro. Jest pewien, że żona go nie puści. Podobnie uważa jego znajomy, Ian Best. Proponuje: „Moglibyśmy uciec”. Ed uważa, że to się nie uda; że obaj ojcowie wraz z synami są „uwięzieni bez szans na uwolnienie”. To zdanie wypowiada człowiek, który chwilę wcześniej nie wahał się zaryzykować własnego życia.

Można by powiedzieć, że Ian i Ed powinni przed zawarciem małżeństwa zastanowić się wspólnie z przyszłymi żonami nad stosunkiem do życia ludzkiego. Teraz jest na to za późno. Trzeba podjąć decyzję w takiej sytuacji, w jakiej bohaterowie się znaleźli. Uciekać do Kanady, gdzie dzieci będą bezpieczne, czy pozostać przy kobietach, które zamiast uczuć macierzyńskich przejawiają odruchy barbarzyńskie („- Zróbmy sobie skrobankę! - zaproponowała z ożywieniem Cynthia wchodząc do domu obładowana syntetyczną żywnością. - Czy to nie byłoby miłe? Czy to cię nie podnieca?”)?

Ostatecznie Best z fatalistycznym smutkiem stwierdza: „Nigdy tam nie dojedziemy. Do Kolumbii Brytyjskiej, wyspy Vancouver, Parku Stanleya, Zatoki Angielskiej, tam, gdzie hodują żywność, trzymają konie i gdzie są oceaniczne promy”.
„- To prawda - potwierdził Ed Gantro.
- Ani teraz, ani później?
- Nigdy.
- Tego się właśnie obawiałem - Bestowi głos się załamał i zaczął prowadzić jakoś dziwnie. - Podejrzewałem to od początku.
Jechali dalej w milczeniu, nie mając sobie już nic do powiedzenia. Wszystko zostało powiedziane.”

W twórczości Dicka brak standardowych zakończeń. Finały jego powieści i opowiadań – zamiast podsuwać automatyczne rozwiązania – starają się raczej zachęcić czytelnika do samodzielnego przemyślenia problemu.

Czy opowiadanie Dicka można uznać za pozbawione nadziei? Czy autor tylko pokazuje ludzi, którzy dużo mówią, ale nie są gotowi podjąć zdecydowanych kroków? Może raczej Dick stawia pytanie o to, jak daleko należy posunąć się dla ratowania dziecka?

Czy wolno zabijać aborcjonistów

Ian Best – zanim zdecyduje, że nie opuści Stanów Zjednoczonych – jest bardzo bojowy. Mówi żonie: „Wiesz, co ja bym zrobił z tą gestapowską ciężarówką śmierci? Wziąłbym dwóch kumpli z wojska z karabinami maszynowymi i ustawił ich z dwóch stron drogi. I kiedy to pudło by podjechało...”

Podobne myśli krążą w głowach dzieci, które są bezpośrednio zagrożone.

„A wiesz, co ja bym zrobił?” – mówi syn Iana, Walter. – „Poczekałbym, aż tam [w ośrodku aborcyjnym] nie będzie dzieci, tylko pracownicy, i wrzucił tam bombę”. A grupie dzieci proponuje: „Podpalić ciężarówkę i załatwić kierowcę”.

„- Wypuścimy im powietrze z kół - powiedział Walter, który nie przestawał myśleć.
- W ciężarówce? A wiesz, że jak się wrzuci kulkę na mole do baku, to po tygodniu silnik wysiada? Moglibyśmy to zrobić.
- Ale wtedy by nas ścigali - powiedział Ben Blaire.
- I tak nas ścigają - zauważył Walter.”

„Powinna być jakaś organizacja, myślał, podobna do mafii. Żeby likwidować likwidatorów. Wynajęty człowiek podchodzi do jednego z tych doktorów, wyjmuje rurę i wsysa do niej doktora, który kurczy się do rozmiarów płodu. Płód doktora ze stetoskopem wielkości główki od szpilki... roześmiał się na samą myśl.”

Zabijanie lekarzy przerywających ciążę i ataki na ośrodki aborcyjne zdarzały się najczęściej w Stanach Zjednoczonych. Czy można traktować eliminowanie ze społeczeństwa tych, którzy mordują bardzo małych ludzi, za moralnie usprawiedliwioną obronę konieczną?

Większość organizacji walczących z prawem do aborcji opowiada się przeciw użyciu siły. Eric Rudolph, który stosował przemoc, w oświadczeniu złożonym po aresztowaniu, oskarżył przeciwników użycia siły w walce z aborcją o tchórzostwo: „Ponieważ uważam aborcję za morderstwo, uważam też, że przemoc jest usprawiedliwiona [...] Do tych, którzy nazywają siebie Pro-Life i twierdzą, że aborcja to morderstwo, a osoby używające przemocy, aby ją powstrzymać, postępują pod względem moralnym tak nagannie, jak aborcjoniści – nie mam wam nic więcej do powiedzenia ponad to, że jesteście kłamcami, hipokrytami i tchórzami. Nie ma bardziej podstawowego obowiązku moralnego obywatela niż obrona niewinnych ludzi przed napaścią. [...] To twoje prawo, odpowiedzialność i obowiązek, aby przyjść z pomocą niewinnym, kiedy się ich napada. Czy broniłbyś swojego dziecka, gdyby zaatakował je morderca? Czy broniłbyś dzieci sąsiadów, gdyby je zaatakowano? Jeżeli odpowiedziałeś »tak« na oba pytania, popierasz użycie siły jako usprawiedliwione, kiedy próbuje się zapobiec morderstwu, jakim jest aborcja. Prawda jest taka, że – jeżeli uznajesz prawo do chronienia niewinnych przed napaścią i uznajesz aborcję za morderstwo, ale nie uznajesz prawa do użycia siły, aby zapobiec temu morderstwu, logiczny wniosek brzmi: nie uznajesz, że nienarodzeni mają prawo do życia. Jeżeli uznajesz, że aborcja to morderstwo, i że nienarodzone dzieci powinny być chronione, ale wciąż twierdzisz, że przemoc jest nieusprawiedliwiona, aby aborcji zapobiec, nie jesteś nikim innym, tylko tchórzem, stojącym bezczynnie w obliczu największej masakry w historii ludzkości” (Full Text of Eric Rudolph's Confession, http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=4600480).

„Ponieważ rząd jest oddany sprawie utrzymywania niezmiennej polityki aborcyjnej, przedstawiciele rządu wspierają masowe morderstwa, świadomie czy nieświadomie (Because this government is committed to the policy of maintaining the policy of abortion and protecting it, the agents of this government are the agents of mass murder, whether knowingly or unknowingly.)” – pisze Rudolph (Full Text of Eric Rudolph's Confession, http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=4600480).

Trudno dyskutować z tym stwierdzeniem – skoro pracujesz dla rządu, który zgadza się na zabijanie dzieci, jesteś za to współodpowiedzialny.

W Przedludziach kierowca ciężarówki aborcyjnej, Ferris, tak mówi o swoim zajęciu:

„- Ja tylko egzekwuję uchwały. Gdyby zmieniono to prawo, to cóż, woziłbym puste opakowania na makulaturę albo coś innego i byłbym tak samo zadowolony.
- Tak samo zadowolony? Jest pan zadowolony ze swojej pracy?
- Mam okazję jeździć po okolicy i poznawać nowych ludzi - odpowiedział Ferris automatycznie.”

To szalenie wygodne wyjaśnienie bywa powszechnie stosowane. „Ja tylko egzekwuję uchwały” – tak tłumaczą się ludzie, którzy chcą zrzucić na innych ciężar odpowiedzialności za własne decyzje. A przecież można nie zatrudniać się w instytucjach, które zajmują się mordem lub grabieżą.

Jeżeli przyjmiemy, że tłumaczenie „szef kazał mi to zrobić” jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla naruszania prawa do życia i własności, możemy granicę przesuwać w nieskończoność; aż dojdziemy do wniosku, że wolno mordować i kraść – byle ponad nami stał ktoś, kto „kazał nam to zrobić”.

Człowiek czy przedczłowiek?

W dyskusji na temat zabijania nienarodzonych dzieci bardzo ważną rolę odgrywa język, jakiego używamy. Każde słowo niesie za sobą nieco inną treść i skojarzenia. „Przedmiotem toczonej wokół nas wojny jest znaczenie słów. [...] Każdy napis, każda wypowiedź, każdy gest usiłuje zdominować znaczenie słów” – twierdzi Chad Dumier, bohater gry Deus Ex. „Podstawowym narzędziem manipulacji rzeczywistością jest manipulacja słowami. Jeżeli potrafisz kontrolować znaczenie słów, potrafisz kontrolować ludzi, którzy muszą tych słów używać” – pisał Dick (Cytat za: George Walkley, No Paycheck, „Ink”, III 2004, s. 39.).

Aborcja – usunięcie ciąży – przerywanie ciąży – zabijanie płodu – zabijanie człowieka – dzieciobójstwo. Każde z tych wyrażeń niesie nieco inny ładunek znaczeniowy i emocjonalny. Zarodek – embrion – zygota – dziecko – przedczłowiek – człowiek. Każde z tych słów w nieco inny sposób przedstawia istotę ludzką.

Język z jednej strony wyraża panujące powszechnie opinie – a z drugiej wpływa na sposób, w jaki ludzie postrzegają świat. Kiedy w społeczeństwie dominuje pogląd, że dziecko to „wypadek” lub „wpadka”, a opinię tę powtarza się zarówno w rozmowach prywatnych jak i w mediach, człowiek zaczyna być traktowany jako wróg.

Tak zwane „przeludnienie”

Podobnie jest z tak zwanym „przeludnieniem”.

„- Z powodu braków energii i paliwa - mówił Ferris - należy drastycznie zmniejszyć liczbę ludności. W przeciwnym razie za dziesięć lat nie starczy żywności dla nikogo. To jest pierwsza faza...”

„- Wiecie, że na świecie brakuje wszystkiego [...] energii, soku jabłkowego, paliw i chleba; musimy zmniejszyć liczbę ludności” – argumentował dalej. – „Zerowy przyrost ludności [...] to jest jedyna odpowiedź na kryzys żywnościowy i energetyczny”.

Kiedy mamy do czynienia z tzw. „przeludnieniem”? O kogo jest za dużo? Kto ma prawo stwierdzić, że ty – właśnie konkretnie ty – „masz za dużo dzieci”?

Osobę, która mówi o „przeludnieniu”, warto poprosić o wskazanie, kogo – z imienia i nazwiska – należałoby „wyeliminować”, aby zaradzić „problemowi”.

Pogląd, że istnieje coś takiego jak „przeludnienie” nie wytrzymuje krytyki z ekonomicznego punktu widzenia. Kryzysy gospodarcze, bieda, głód nie wynikają z faktu, że na danym terytorium gęstość zaludnienia jest większa niż gdzie indziej. Wśród najgęściej zaludnionych krajów świata większość stanowią te, w których nie obserwujemy permanentnego kryzysu gospodarczego: Monako, Makau, Hong Kong, Gibraltar, Malta (Por. http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_population_density). Problem nie polega na tym, że w jakimś miejscu jest „za dużo ludzi”, ale na tym, że jest za mało wolności. Problemem bywa nie liczba ludzi czy gęstość zaludnienia, ale niesprawiedliwe systemy ekonomiczne i społeczne, które nie chronią życia i własności. Jednym z głównych winowajców jest rząd, który ingeruje w różne dziedziny ludzkiego życia, które doskonale regulują się same. Rząd wywołuje kryzys, ale nie wycofuje się, aby zlikwidować sztucznie stworzony problem. Zamiast tego nazywa go „przeludnieniem”. Problem ma trwać; należy za to wyeliminować ludzi.

I tu docieramy do jednej z podstawowych przyczyn, dla których niektórzy ludzie akceptują teorię o „przeludnieniu” i opowiadają się za prawem do aborcji.

Człowiek jako śmieć

„Ludzie zaśmiecają środowisko naturalne” – myślał Ferris. – „Ciekawe, jak wyglądały te okolice, zanim pojawił się tu człowiek? Cóż, dzięki planowi poporodowego usuwania ciąży realizowanemu we wszystkich powiatach USA może się jeszcze o tym przekonamy. Może znów zobaczymy przed sobą dziewiczy kraj.”

Za poparciem dla zabijania nienarodzonych stoi przekonanie o tym, że człowiek to śmieć, który jest głównym wrogiem świata.

Gilbert Keith Chesterton pisał: „natura nie jest naszą matką; natura jest naszą siostrą. Możemy być dumni z jej urody, gdyż mamy wspólnego Ojca; ale natura nie ma nad nami żadnej władzy; mamy ją podziwiać, ale nie mamy jej naśladować” (Gilbert Keith Chesterton, Ortodoksja, Warszawa 1998, s. 144.).

Niechęć do dzieci nienarodzonych łączy się z niechęcią do życia jako takiego.

„- To nie jest tylko nienawiść do bezbronnych - mówił Ian Best. - Chodzi o coś więcej. Nienawiść do czego? Do wszystkiego, co rośnie? - Uśmiercacie je, myślał, zanim są dość duże, żeby mieć mięśnie, umiejętność i taktykę walki”.

Charakterystyczną cechą zwolenników teorii „przeludnienia”, podobnie zresztą jak zwolenników aborcji, jest to, że wszyscy oni żyją. Zawsze chcą usuwać kogoś innego, kogoś, kto się jeszcze nie narodził, albo po prostu kogoś, kto im zawadza.

Postawa antykoncepcyjna

Niechęć do życia i poczucie bezsensu istnienia przejawia się jeszcze głębiej w postawie antykoncepcyjnej, którą prezentuje Cynthia Best: „Spójrz, co my mamy? Mamy dziecko. Waltera. Ilekroć ktoś przychodzi z wizytą i widzi go, wiem, że się zastanawia »Jak to się stało?«. To bardzo żenujące”.

W oryginalnej wersji opowiadania Cynthia mówi: „We have Walter. Every time someone comes over to visit and sees him, I know they're wondering. 'Where did you screw up?' It's embarrassing.” Wyrażenie „Where did you screw up?” niesie ze sobą znaczenie mocniejsze od zbyt obojętnego „Jak to się stało?”. Łączy się z pytaniami: „Co poszło nie tak? Co schrzaniliście?”.

Dzieci są traktowane jako „problem”, „wpadka”, „wypadek”, przed którym „trzeba się ratować”. „Macie dziecko? Jak to się stało? Co poszło źle? Musieliście coś zrobić źle. Gdybyście postępowali właściwie, nie byłoby dziecka”.

To wynik stosowania mentalności antykoncepcyjnej. Dziecko jawi się w niej jako ktoś, przed kim trzeba się bronić. Tego rodzaju myślenie stało się szalenie popularne wśród ludzi, którzy chcieliby odłączyć współżycie płciowe od jego możliwych skutków. W pierwszej kolejności próbują „bronić się” przed nowym życiem za pomocą środków antykoncepcyjnych. Kiedy one „zawiodą”, rodzice niekiedy decydują się na zabicie nienarodzonego dziecka. „Przerywanie ciąży jest wyrazem pełnej dezintegracji życia seksualnego i dezintegrację tę utrwala w trudny do odwrócenia sposób. Płciowość, a więc potencjalne rodzicielstwo, jest przeżywana jako przeszkoda dla działania płciowego. Następuje degradacja więzi między małżonkami i – rzecz jasna – więzi między rodzicami a żyjącymi już dziećmi, skoro mają one za rodziców ludzi, którzy odnieśli się do ich rodzeństwa z agresją w jej krańcowej postaci” (Karol Meissner OSB, Płciowość człowieka a antykoncepcja – stanowisko lekarza, http://www.mateusz.pl/okarol/ok_plc.htm).

Arbitralna granica

W Przedludziach Ed Gantro tak mówił o genezie przyzwolenia na aborcję:

„Cały błąd zwolenników usuwania ciąży, myślał, od początku polegał na tym, że arbitralnie ustalili granicę. Do embriona nie stosują się prawa Amerykańskiej Konstytucji i może być legalnie zabity przez lekarza. Ale starszy płód był »osobą ludzką« i miał prawa, przynajmniej przez jakiś czas. A potem zwolennicy aborcji zadecydowali, że nawet siedmiomiesięczny płód nie jest »człowiekiem« i może być zabity przez dyplomowanego lekarza. A potem nowo narodzone dziecko... to właściwie jarzyna, nie potrafi skoncentrować wzroku, nic nie rozumie, nie mówi – argumentowało proaborcyjne lobby w sądzie i wygrało dzięki tezie, że noworodek jest tylko płodem na skutek przypadkowego procesu usuniętym z organizmu. Ale, nawet wtedy, gdzie należało przeprowadzić ostateczną granicę? Kiedy dziecko po raz pierwszy się uśmiechnie? Kiedy wypowie pierwsze słowo, czy kiedy po raz pierwszy sięgnie po upatrzoną zabawkę? Legalna granica była bezlitośnie odpychana coraz dalej i dalej. I wreszcie teraz najbardziej okrutna i arbitralna definicja: zdolność do rozwiązywania zadań algebraicznych.

W ten sposób starożytni Grecy z czasów Platona nie byli ludźmi, gdyż nie znali algebry, tylko geometrię. Algebra była znacznie późniejszym wynalazkiem arabskim. Arbitralność, i to nie teologiczna, tylko prawna. Kościół od dawna, właściwie od samego początku, twierdził, że nawet zygota i późniejszy embrion to są równie święte formy życia, jak wszystkie inne na ziemi. Kościół wiedział, co wyniknie z arbitralnych ustaleń, kiedy »dusza wstępuje w ciało«, albo w nowoczesnej terminologii, kiedy »osoba zyskuje pełnię praw ludzkich«. Nie było teraz nic smutniejszego niż widok małego dziecka bawiącego się dzielnie na podwórku, usiłującego żyć z nadzieją i poczuciem bezpieczeństwa, którego nie ma”.

W świecie, w którym dzieci żyją w stanie ciągłego zagrożenia, jedyne, co oferuje swojemu synowi Cynthia Best, to zapewnienie, że prawo już go chroni: „Ciebie [...] nie mogą zabrać. Zrozum, ty masz duszę. Prawo mówi, że dwunastoletni chłopiec ma duszę. Nie możesz więc być zabrany do Centrum Powiatowego. Rozumiesz? Jesteś bezpieczny. Ilekroć widzisz ciężarówkę aborcyjną, wiedz, że to nie po ciebie. Nigdy po ciebie. Rozumiesz? To po jakieś inne, młodsze dziecko, które nie ma jeszcze duszy, po przedczłowieka”.

To wyjaśnienie wcale nie uspokaja Waltera. W rozmowie z Pete’m Bridem, który – podobnie jak Cynthia – zapewnia „Ty skończyłeś dwanaście lat i nic ci nie grozi”, syn państwa Bestów zadaje rezolutne pytanie: „A jak zmienią prawo?”.

Walter wskazuje na istotną zależność: skoro godzimy się na to, aby jakaś instytucja arbitralnie orzekała, od kiedy człowiek jest człowiekiem, trudno się dziwić, że granica człowieczeństwa może być przesuwana w nieskończoność. W społeczeństwie, w którym zezwala się na bezkarne mordowanie pewnej grupy ludzi, na dłuższą metę nikt nie jest bezpieczny.

W Przedludziach czytamy o tym, jak Kościół Świadków (Church of Watchers) „przeforsował w Kongresie ustawę w tej sprawie [momentu uzyskania człowieczeństwa]... właściwie kościół chciał nawet ustalić niższą granicę; twierdził, że dusza wstępuje w ciało w wieku trzech lat, ale uchwalono ustawę kompromisową”.

Religijna organizacja, która zdecydowała się na współpracę z państwem, zgodziła się na arbitralne orzeczenie dotyczące momentu uzyskania przez dziecko człowieczeństwa. Kompromis okazał się ważniejszy od prawdy.

Taka postawa nie dziwi zbytnio w przypadku protestantów lub innych wspólnot wyznaniowych, które aborcję akceptują albo stwarzają rozmaite wyjątki od zakazu dzieciobójstwa (Por. http://en.wikipedia.org/wiki/Religion_and_abortion).

Jedynie Kościół rzymskokatolicki w swoim nauczaniu konsekwentnie broni nienarodzonych dzieci. Tym bardziej zaskakują zachowania niektórych jego hierarchów, którzy prawdę o człowieczeństwie są gotowi poświęcić dla regulowanego przepisami państwowymi „kompromisu”, doczesnych korzyści wynikających ze współpracy z rządem i poklepywania się po plecach z politykami.

Niemoralność państwowych regulacji

Instytucja państwa opiera się na przemocy i grabieży. Mimo to propozycja likwidacji rządowego aparatu przymusu napotyka często silny opór, uzasadniany między innymi koniecznością egzekwowania zakazu agresji – wśród nich zakazu aborcji. Zatrudnianie instytucji opartej na agresji do chronienia ludzi przed agresją nie wydaje się najlepszym pomysłem.

Musimy też zdawać sobie sprawę, że przyznanie państwu decydującego głosu w sprawie aborcji wcale nie oznacza, że opowie się ono przeciw zabijaniu nienarodzonych (Stefan Molyneux zwraca uwagę na to, że „przyznanie rządowi upoważnienia do walki z aborcją daje mu także upoważnienie do promowania aborcji”. Stefan Molyneux, Preventing Tragedy: A Free Market Analysis of Abortion, http://www.lewrockwell.com/molyneux/molyneux13.html. Tekst w języku polskim: Stefan Molyneux, Zapobieganie tragedii – wolnorynkowa analiza aborcji, http://luke7777777.blogspot.com/2007/06/tumaczenie-stefan-molyneux-zapobieganie.html). Zazwyczaj dzieje się przeciwnie. Zatem popieranie jurysdykcji państwa w dziedzinie aborcji oznacza opowiedzenie się za tym, że państwo powinno być ostatecznym panem życia i śmierci.

Czy działalność państwa w dziedzinie decydowania o aborcji jest moralna? Jeżeli nawet państwo podejmuje próby chronienia życia, musi zostać najpierw wyposażone w odpowiednie środki – policjantów, sędziów, biura, sprzęt. Skąd bierze na to pieniądze? Pod groźbą użycia przemocy ograbia ludzi, żądając płacenia podatków. Innymi słowy: dla osiągnięcia dobrego moralnie celu (ochrona życia) państwo posługuje się złymi moralnie metodami (kradzież, straszenie agresją). Czy moralne jest czynić zło w celu osiągnięcia dobra? Nie. Zatem działalność państwa w dziedzinie ochrony życia jest niemoralna.

Czy działalność państwa w dziedzinie decydowania o aborcji jest skuteczna? Przyjrzyjmy się obecnej sytuacji. Przytłaczająca większość państw akceptuje dzieciobójstwo, a na palcach jednej ręki można policzyć te, w których jest ono zakazane (Por. http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/29/AbortionLawsMap.png). W większości krajów – również w Polsce – podatnicy są zmuszani do finansowania aborcji. Niektóre państwa przemocą zmuszają kobiety do zabijania własnych dzieci (Por. David Eimer, China admits women were forced to have abortions, http://news.independent.co.uk/world/asia/article314003.ece oraz http://commdocs.house.gov/committees/intlrel/hfa49740.000/hfa49740_0.HTM).

Potwierdza się zasada, która odnosi się do każdej dziedziny ludzkiego życia: to, co jest niemoralne, jest też nieskuteczne i na dłuższą metę nie przynosi spodziewanych korzyści.

Aborcja w społeczeństwie wolnościowym

Zastanówmy się nad tym, jak mogłaby wyglądać kwestia aborcji w społeczeństwie wolnościowym, w którym państwo nie istnieje.

„Libertariańskie kredo opiera się na jednym centralnym pewniku: żaden człowiek, ani grupa ludzi, nie ma prawa do agresji skierowanej przeciwko osobie lub własności innego człowieka. Twierdzenie to można nazwać »aksjomatem nieagresji«. »Agresję« definiuje się jako zainicjowanie użycia lub groźbę użycia fizycznej przemocy przeciwko osobie lub własności innego człowieka. Agresja jest więc synonimem naruszenia praw” – pisze Murray Rothbard (Murray Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, http://www.mises.org.pl/o-nowa-wolnosc-manifest-libertarianski/rozdzial-2).

Przemocy wolno używać tylko w odpowiedzi na agresję – nie wolno jej inicjować.

„W ten sposób dochodzimy do bardziej złożonego zagadnienia, jakim jest przerywanie ciąży. Zanim libertarianin ostatecznie odrzuci »katolickie« argumenty przeciwko przerywaniu ciąży jako nieistotne, to musi je poważnie rozważyć. Istota tych argumentów - wcale nie »katolicka« w sensie teologicznym - leży w tym, że przerwanie ciąży powoduje zniszczenie życia człowieka, a zatem jest morderstwem i nie może pozostać bezkarne. Co więcej, jeśli przerwanie ciąży jest morderstwem, to katolik – lub ktoś inny o tych samych co on poglądach – nie może po prostu wzruszyć ramionami i powiedzieć, że »katolickie« poglądy nie powinny być narzucane nie-katolikom. Morderstwo nie jest wyrazem preferencji religijnych. Żadna sekta nie może i nie powinna pod pretekstem »wolności religijnej« uniknąć odpowiedzialności za dokonane morderstwo, tłumacząc się, że takie są jej nakazy religijne. Podstawowym więc pytaniem jest: czy przerwanie ciąży należy uznać za morderstwo?” (Murray Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, Warszawa 2004, s. 145-146. Zob. też przypis tłumacza do wywodu Rothbarda na temat aborcji. Tekst dostępny jest też w wersji elektronicznej: http://www.mises.org.pl/o-nowa-wolnosc-manifest-libertarianski/rozdzial-6/)

Pytanie, które stawia Rothbard, ma na celu ustalenie, czy w społeczeństwie wolnościowym aborcja powinna być dozwolona prawnie?

Przyjęcie za podstawę budowy społeczeństwa aksjomatu nieagresji pociąga za sobą niekaralność zachowań uważanych przez wiele osób za niemoralne, takich jak prostytucja lub używanie narkotyków. Dopóki pan Z nie dokonuje agresji przeciw osobie lub własności innego człowieka, może z punktu widzenia prawa czynić, co mu się podoba.

W ustroju wolnościowym prywatne sądy arbitrażowe spotkałyby się zapewne z pozwami dotyczącymi pozbawienia życia osób nienarodzonych. Musiałyby wydawać wyroki – albo uznać, że doszło do zainicjowania agresji i zastosować odpowiednią karę; albo stwierdzić, że zabicie dziecka to nie agresja, ale „prywatna sprawa kobiety” (lub/i ojca dziecka, lekarza dokonującego aborcji) i uniewinnić oskarżone osoby.

Gdzie myli się Rothbard?

Rothbard opowiada się za legalnością aborcji:

„Większość dyskusji na ten temat grzęźnie w drobiazgowych sporach o to, kiedy powstaje życie ludzkie, kiedy i czy zarodek ma być uznany za żywy itd. W świetle pytania o legalność zabiegu przerywania ciąży (znów niekoniecznie tożsamą z jego moralnością) te dociekania nie mają znaczenia. Katolicki przeciwnik przerywania ciąży domaga się, na przykład, żeby płodowi ludzkiemu przysługiwały takie same prawa jak każdemu człowiekowi, a więc również prawo do tego, by nie zostać zamordowanym. Ale są jeszcze inne okoliczności, które mają istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia tego zagadnienia. Jeśli płód ludzki miałby korzystać z tych samych praw co wszyscy ludzie, to postawmy następujące pytanie: Jakiemu człowiekowi wolno przebywać bez pozwolenia, jako niechcianemu pasożytowi, w ciele innego człowieka? Tu leży sedno sprawy: w absolutnym prawie każdego człowieka, więc także kobiety, do dysponowania swoim ciałem. W momencie przerwania ciąży kobieta powoduje wydalenie ze swojego ciała niepożądanego bytu. Jeśli płód przy tym umiera, to nie podważa to argumentu, że nikt nie ma prawa żyć bez pozwolenia, jak pasożyt, wewnątrz lub na ciele innego człowieka.

Częsty kontrargument mówiący, że przecież kobieta pierwotnie chciała lub przynajmniej była odpowiedzialna za powstanie płodu w jej ciele, jest znowu nietrafny. Nawet w przypadku, jeśli matka pierwotnie chciała mieć dziecko, to będąc właścicielką swojego ciała, ma prawo zmienić zdanie i pozbyć się go.” (Murray Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, Warszawa 2004, s. 145-146. Zob. też przypis tłumacza do wywodu Rothbarda na temat aborcji. Tekst dostępny jest też w wersji elektronicznej: http://www.mises.org.pl/o-nowa-wolnosc-manifest-libertarianski/rozdzial-6/)

Zgodnie z rozumowaniem Rothbarda legalna z punktu widzenia prawa powinna być taka sytuacja: zapraszam do domu gościa, ale w trakcie wizyty dochodzę nagle do wniosku, że gość jest intruzem i – powołując się na prawo o nienaruszalności własności prywatnej (w tym przypadku: mojego domu) – wypalam mu w głowę z pistoletu.

Dziecko to nie pasożyt. Nie dostało się do organizmu kobiety wskutek agresji – jest wynikiem działania kobiety i mężczyzny.

W systemie postulowanym przez Rothbarda (mimo że zabijanie dzieci byłoby legalne) nikt nie miałby prawa żądać cudzych pieniędzy na przeprowadzanie aborcji. Wydaje się to lepsze od systemu, w którym rządy regulują tę kwestię. Obecnie miliony przeciwników aborcji na całym świecie zmuszone są do jej współfinansowania.

„Trudne przypadki”

Co robić w tzw. „trudnych przypadkach”?

Powszechnie uważa się, że jeśli ciąża jest wynikiem gwałtu, należy bezwarunkowo zezwolić na zabicie dziecka.

W artykule Abortion in the Case of Pregnancy Due to Rape dostępnym na stronie amerykańskiej organizacji Libertarians for Life John Walker przedstawia następującą sytuację: pan A porywa pana B i przemocą umieszcza go w samolocie pani C. Pani C nie wie o tym, że porwany znajduje się na pokładzie. Orientuje się dopiero, kiedy maszyna jest w locie na wysokości trzech tysięcy metrów. Czy pani C ma prawo wyrzucić pana B z samolotu natychmiast? Czy powinna raczej poczekać, aż wylądują?

Libertarianizm nie uprawnia pani C do naruszenia praw pana B, tylko dlatego, że pan A naruszył prawa pana B (poprzez porwanie go) i pani C (poprzez naruszenie jej własności prywatnej).

Dzisiejsza propozycja państwa dla kobiety, która zaszła w ciążę w wyniku gwałtu brzmi: zabij dziecko. Państwo proponuje zatem, aby do jednego złego moralnie czynu dodać drugi zły czyn. Co więcej, kara, jaką państwo wymierza gwałcicielowi, jest zwykle łagodna i stanowi dla niego zachętę do kolejnych przestępczych działań.

Propozycja w duchu libertariańskim brzmiałaby: dziecko ma prawo do życia, nie wolno go zabijać. Gwałciciela należy za to ukarać szczególnie surowo. (Może kazać mu łożyć na utrzymanie dziecka do końca życia? Może skazać go na dożywotnie więzienie albo na karę śmierci?)

Jak prywatny sąd arbitrażowy miałby zareagować, gdy matka zabija dziecko, bo ciąża zagraża jej życiu? Jaką decyzję podjąć, kiedy kobieta dokonuje aborcji mimo sprzeciwu ojca dziecka? Jak traktować z punktu widzenia prawa stosowanie pigułek wczesnoporonnych, czyli de facto dokonywanie aborcji na bardzo małych ludziach?

Do czego warto dążyć

Życie jest zbyt bogate, aby zamknąć wszystkie przypadki w formułach. Nie rozstrzygając ostatecznie problemu, czy i jak należałoby uregulować rozmaite formy aborcji pod względem prawnym, zastanówmy się nad generalnym kierunkiem, do którego warto dążyć, aby zminimalizować liczbę zabójstw dzieci.

Przede wszystkim państwo powinno wycofać się z jakichkolwiek działań w dziedzinie regulowania aborcji; zaprzestać jej subsydiowania, a tym samym promowania ryzykownych zachowań seksualnych (obecnie za ich efekty płacą wszyscy podatnicy) (Por. Stefan Molyneux, Preventing Tragedy: A Free Market Analysis of Abortion, http://www.lewrockwell.com/molyneux/molyneux13.html. Tekst w języku polskim: Stefan Molyneux, Zapobieganie tragedii – wolnorynkowa analiza aborcji, http://luke7777777.blogspot.com/2007/06/tumaczenie-stefan-molyneux-zapobieganie.html). Warto starać się o ułatwienie procesu adopcji. Można bojkotować lekarzy, o których wiadomo, że przerywają ciążę (Por. Murray Rothbard, The Ethics of Boycotts, http://www.mises.org/story/2579). I wreszcie – przekonywać poszczególnych ludzi, że aborcja jest niemoralna, niezależnie od tego, co mówi prawo.

Bitwa rozgrywa się w świecie idei. Istotne jest to, w co ludzie wierzą, jakie mają poglądy. Czy są przekonani, że życie to coś, za co powinniśmy być wdzięczni, że lepiej cieszyć się każdym dzieckiem niż czuć wobec niego niechęć lub nienawiść, że aborcja jest moralnie niedopuszczalna. Czy potrafią uczciwie zmierzyć się z pytaniem, które postawił Ron Paul: „Jeżeli nie potrafisz chronić życia, jak możesz chronić wolność?” („If you can't protect life then how can you protect liberty?”).

_______

Philip K. Dick, Przedludzie. Tłumaczenie: Lech Jęczmyk.

Opowiadanie Pre-Persons opublikowano po raz pierwszy w październiku 1974 roku w magazynie „Fantasy & Science Fiction”.

Opowiadanie w języku polskim można przeczytać tutaj:
http://www.surreal.pl/~useless/forum/viewtopic.php?p=2749&sid=90b7e1c61477df92f0914139920025d8



No comments: