2007/11/13

Cytat: Wybrani politycy nie są niczyimi reprezentantami

„»[W] przypadku jednostek ich faktyczne głosowanie nie jest dowodem ich zgody [na posłuszeństwo Państwu i przestrzeganie Konstytucji], nawet chwilowo. Przeciwnie, trzeba wziąć pod uwagę to, że człowiek nawet i bez spytania go o zgodę jest otoczony przez rząd, któremu nie może stawić oporu; rząd, który zmusza go do płacenia pieniędzy, świadczenia usług i zrzeczenia się korzystania z wielu naturalnych praw, pod groźbą ciężkich kar. Widzi on też, że inni ludzie do praktykowania tej tyranii nad nim używają głosowania. Widzi on dalej, że jeśli sam użyje głosowania, będzie miał pewną szansę uwolnienia się od tyranii innych przez poddanie ich swej własnej. W skrócie, znajduje się on – bez swej zgody – w takiej sytuacji, że jeśli użyje głosowania, może stać się panem, jeśli zaś go nie użyje, musi pozostać niewolnikiem. I nie ma żadnej alternatywy poza tymi dwiema możliwościami. W samoobronie próbuje tej pierwszej. Jego przypadek podobny jest do przypadku człowieka, który został zmuszony do udziału w bitwie, gdzie musi albo zabijać innych, albo zostać zabitym samemu. Nie można na podstawie tego, że próbuje w niej odbierać życie przeciwnikom, by ocalić własne wnioskować, że bitwa jest wynikiem jego własnego wyboru. To samo z walką przy pomocy kartki do głosowania – która jest po prostu namiastką kuli – nie można tylko z tego powodu, że ktoś używa głosowania do samoobrony wnioskować, że przystąpił do tej walki dobrowolnie, że dobrowolnie wystawia wszystkie swe naturalne prawa przeciwko prawom innych na ryzyko porażki lub zwycięstwa prostą siłą liczb. Przeciwnie, trzeba wziąć pod uwagę, że w krytycznej sytuacji, w jakiej postawili go siłą inni i w której nie ma innych środków samoobrony, używa on z konieczności jedynego sposobu, jaki mu pozostał.«

»Bez wątpienia jeśli pozwolonoby na głosowanie najnieszczęśliwszym z ludzi, żyjącym pod najbardziej ciemięskim rządem świata, użyliby oni go, gdy widzieliby jakąkolwiek szansę polepszenia przez to swoich warunków bytu. Ale wniosek, że rząd, który ich gnębi, został przez nich dobrowolnie ustanowiony lub ma ich zgodę, nie byłby przez to uprawniony.«

»Zatem czyjeś głosowanie według Konstytucji Stanów Zjednoczonych nie może być brane jako dowód, że człowiek ten wyrażał kiedykolwiek zgodę na tę Konstytucję, nawet chwilowo. Co za tym idzie, nie mamy żadnego dowodu na to, że jakakolwiek duża część nawet faktycznie głosujących w USA kiedykolwiek rzeczywiście i dobrowolnie zgadzała się na Konstytucję, nawet chwilowo. Nie możemy nawet mieć takiego dowodu, dopóki każdy człowiek nie będzie miał całkowitej wolności wyrażenia – lub niewyrażenia – zgody bez narażania na to siebie lub swego majątku na skrzywdzenie lub naruszenie przez innych.«

Skoro nie możemy mieć żadnej wiedzy o tym, kto głosuje z wyboru, a kto z narzuconej mu konieczności, nie możemy mieć też żadnej wiedzy o tym, że jakakolwiek określona jednostka głosuje z wyboru i, co za tym idzie, że głosując zgadza się lub zobowiązuje się popierać rząd. Mówiąc językiem prawnym, akt głosowania całkowicie zawodzi, jeśli chodzi o zobowiązanie kogokolwiek do popierania rządu. Zawodzi on całkowicie w dowodzeniu, że rząd opiera się na czyimś dobrowolnym poparciu. Zgodnie z ogólnymi zasadami prawa i rozumu nie można mówić, że rząd ma jakichkolwiek dobrowolnych popierających go zwolenników, dopóki nie pokaże się jasno, kim oni są.

[...]

[Wybrani politycy] nie są ani naszymi sługami, pełnomocnikami, ani reprezentantami […], gdyż nie bierzemy na siebie odpowiedzialności za ich poczynania. Jeśli zatrudniam kogoś jako mojego sługę, przedstawiciela czy pełnomocnika, to z konieczności biorę też na siebie odpowiedzialność za wszystko, co człowiek ów zrobi w moim imieniu. Jeśli powierzyłem mu, jako swemu pełnomocnikowi, pełnię – lub nawet część – władzy nad innymi osobami oraz ich własnością, to biorę tym samym na siebie odpowiedzialność za wszystkie szkody, które może on im, działając w moim imieniu, wyrządzić. Jednak żadna z osób, które doznały szkód osobistych lub majątkowych z powodu działań Kongresu nie może bynajmniej obarczać odpowiedzialnością prawną za te szkody wyborców poszczególnych kongresmanów. Fakt ten dowodzi, że owi oszukańczy pełnomocnicy ludu – nas wszystkich – nikogo tak naprawdę nie reprezentują.”

Lysander Spooner, Bez zdrady


Cytat w języku angielskim:

"‘In truth, in the case of individuals, their actual voting is not to be taken as proof of consent, even for the time being. On the contrary, it is to be considered that, without his consent having ever been asked, a man finds himself environed by a government that he cannot resist; a government that forces him to pay money, render service, and forego the exercise of many of his natural rights, under peril of weighty punishments. He sees, too, that other men practise this tyranny over him by the use of the ballot. He sees further that, if he will but use the ballot himself, he has some chance of relieving himself from this tyranny of others, by subjecting them to his own. In short, be finds himself, without his consent, so situated that, if he uses the ballot, he may become a master; if he does not use it, he must become a slave. And he has no other alternative than these two. In self-defence, he attempts the former. His case is analogous to that of a man who has been forced into battle, where he must either kill others, or be killed himself. Because, to save his own life in battle, a man attempts to take the lives of his opponents, it is not to be inferred that the battle is one of his own choosing. Neither in contests with the ballot – which is a mere substitute for a bullet – because, as his only chance of self-preservation, a man uses a ballot, is it to be inferred that the contest is one into which he voluntarily entered; that he voluntarily set up all his own natural rights, as a stake against those of others, to be lost or won by the mere power of numbers. On the contrary, it is to be considered that, in an exigency, into which he had been forced by others, and in which no other means of self-defence offered, he, as a matter of necessity, used the only one that was left to him.

‘Doubtless the most miserable of men, under the most oppressive government in the world, if allowed the ballot, would use it, if they could see any chance of thereby meliorating their condition. But it would not, therefore, be a legitimate inference that the government itself, that crushes them, was one which they had voluntarily set up, or even consented to.

‘Therefore, a man's voting under the Constitution of the United States, is not to be taken as evidence that he ever freely assented to the Constitution, even for the time being. Consequently we have no proof that any very large portion, even of the actual voters of the United States, ever really and voluntarily consented to the Constitution, even for the time being. Nor can we ever have such proof, until every man is left perfectly free to consent, or not, without thereby subjecting himself or his property to be disturbed or injured by others.’

As we can have no legal knowledge as to who votes from choice, and who from the necessity thus forced upon him, we can have no legal knowledge, as to any particular individual, that he voted from choice; or, consequently, that by voting, he consented, or pledged himself, to support the government. Legally speaking, therefore, the act of voting utterly fails to pledge any one to support the government. It utterly fails to prove that the government rests upon the voluntary support of anybody. On general principles of law and reason, it cannot be said that the government has any voluntary supporters at all, until it can be distinctly shown who its voluntary supporters are. . . . [T]hey are neither our servants, agents, attorneys, nor representatives. And that reason is, that we do not make ourselves responsible for their acts. If a man is my servant, agent, or attorney, I necessarily make myself responsible for all his acts done within the limits of the power I have intrusted to him. If I have intrusted him, as my agent, with either absolute power, or any power at all, over the persons or properties of other men than myself, I thereby necessarily make myself responsible to those other persons for any injuries he may do them, so long as he acts within the limits of the power I have granted him. But no individual who may be injured in his person or property, by acts of Congress, can come to the individual electors, and hold them responsible for these acts of their so-called agents or representatives. This fact proves that these pretended agents of the people, of everybody, are really the agents of nobody."

Lysander Spooner, No Treason



No comments: