2009/04/14

Tłumaczenie: Mark R. Crovelli „Niejasne koncepcje Kościoła Katolickiego dotyczące kradzieży”

Podobnie jak niemal wszystkie wyznania chrześcijańskie, Kościół rzymskokatolicki w bardzo dużej części czerpie swoją filozofię moralną z Dekalogu – to jest z danego przez Boga Mojżeszowi zbioru dziesięciu zasad moralnych, które wyznaczają powinności moralne człowieka względem Boga oraz innych ludzi. Pierwszoplanowość Dekalogu w katolickiej filozofii moralnej potwierdził Jezus, gdy zapytano Go: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”:

Młodzieńcowi, który stawia to pytanie, Jezus odpowiada, przypominając najpierw o konieczności uznania Boga za „jedynie Dobrego”, za najdoskonalsze Dobro i za źródło wszelkiego dobra. Następnie Jezus mówi do niego: „Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”. I przytacza swojemu rozmówcy przykazania dotyczące miłości bliźniego: „Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę”. W końcu Jezus streszcza te przykazania w sposób pozytywny: „Miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!” [1]

Jako fundament, na którym mocno opiera się katolicka moralność, Katechizm Kościoła Katolickiego (oficjalny wykładnik doktryny katolickiej), poświęca naturalnie sporo miejsca i wysiłku wyjaśnieniu każdego z Dziesięciorga Przykazań. W niniejszym artykule wysuwam moje wątpliwości co do sposobu przedstawienia przez Katechizm Kościoła Katolickiego siódmego przykazania: „Nie będziesz kradł”. Twierdzę, że – o ile Katechizm można uznać za reprezentatywny dla generalnego stanowiska katolickiego, Kościół sformułował niesłychanie niejasne, mylące i często błędne koncepcje dotyczące kradzieży. Dowodzę, że Kościół usiłował usprawiedliwiać przywłaszczanie cudzego mienia, które stoi w jawnej sprzeczności z bezpośrednim zakazem kradzieży przedstawionym w Dekalogu. Piszę o tym w nadziei, że katoliccy myśliciele i pisarze: A) poważnie potraktują koncepcję, że przywłaszczanie sobie nabytej przez kogoś uczciwie własności bez jego zgody zawsze jest kradzieżą oraz B) staną w obronie miliardów ludzi, których dotyka ta bandycka działalność.

Definicja kradzieży w Katechizmie Kościoła Katolickiego

Aby katolicy i ogólnie chrześcijanie byli w stanie przestrzegać siódmego przykazania, przede wszystkim muszą wiedzieć, jaka jest definicja kradzieży. Co zupełnie oczywiste, aby nie kraść, człowiek musi umieć jasno odróżnić te sytuacje, w których mamy do czynienia z kradzieżą, od tych, w których do niej nie dochodzi. Katechizm Kościoła Katolickiego proponuje katolikom taką właśnie definicję:

Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie, odzież...) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i skorzystanie z nich. [2]

Chociaż nie jest moją główną intencją wnikliwa analiza i prowadzenie krytyki tej definicji kradzieży, należy zauważyć, że jest ona pod kilkoma względami nader niejednoznaczna. Niejasne jest na przykład, czy wyrażenie „racjonalna wola” oznacza po prostu racjonalną zgodę właściciela, czy to, czego właściciel powinien chcieć. Niejasno brzmi również sformułowanie „powszechne przeznaczenie dóbr”, biorąc pod uwagę wyraźne zastrzeżenie Leona XIII, że nie wolno powoływać się na tę koncepcję dla zanegowania prawa do własności prywatnej:

Nie można także prywatnemu posiadaniu przeciwstawiać prawdy, że Bóg całemu rodzajowi ludzkiemu dał ziemię do używania i do wykorzystywania. Jeśli się bowiem mówi, że Bóg dał ziemię całemu rodzajowi ludzkiemu, to nie należy tego rozumieć w ten sposób, jakoby Bóg chciał, by wszyscy ludzie razem i bez różnicy byli jej właścicielami, ale znaczy to, że nikomu nie wyznaczył części do posiadania, określenie zaś własności poszczególnych jednostek zostawił przemyślności ludzi i urządzeniom narodów. Zresztą, jakkolwiek podzielona między prywatne osoby ziemia, nie przestaje służyć wspólnemu użytkowi wszystkich; nie ma bowiem takiego człowieka, który by nie żył z płodów roli. [3]

Mój sprzeciw wobec podejścia Katechizmu do kradzieży idzie znacznie głębiej niż drobne zastrzeżenia dotyczące stylu sformułowań. W istocie mój zarzut dotyczy tego, że od początku do końca Katechizmu zauważamy absolutny brak konsekwentnego stosowania norm dotyczących kradzieży nakreślonych w jej definicji. Widzimy w szczególności całkowite zaniechanie stosowania norm dotyczących kradzieży wobec tych ludzi, którzy pracują dla państwa. Podczas gdy wobec normalnych ludzi Katechizm dość konsekwentnie stosuje kryteria dotyczące kradzieży, nie stosuje tych kryteriów wobec prezydentów, premierów, kongresmenów, policjantów, poborców podatkowych, biurokratów oraz żadnej innej osoby, która żyje z pieniędzy odebranych w podatkach.

To nie kradzież, jeśli dopuszcza się jej państwo

Gdy Katechizm omawia działania ludzi niezatrudnionych przez państwo, stosuje swoją definicję kradzieży całkiem konsekwentnie. Znajdujemy zatem w Katechizmie potępienie „wszelkiego rodzaju przywłaszczania i zatrzymywania niesłusznie dobra drugiego człowieka” jako naruszenia siódmego przykazania. [4] Podobnie, Katechizm napomina tych, którzy przetrzymują skradzione dobra, aby zwrócili je prawowitemu właścicielowi: „Na mocy sprawiedliwości wymiennej naprawienie popełnionej niesprawiedliwości wymaga zwrotu skradzionego dobra jego właścicielowi.” [5]

Gdy jednak dochodzi do omówienia działań ludzi zatrudnionych przez państwo, Katechizm wynajduje rozmaite wymówki dla usprawiedliwienia dokonywanego przez pracowników państwowych zaboru cudzej własności bez zgody jej właściciela. W istocie koncepcja wysuwana w Katechizmie głosi, że gdy ludzie zatrudnieni przez państwo zagarniają własność prywatną bez zgody właścicieli (np. opodatkowują ich), nie dokonują kradzieży. Chociaż Katechizm nie stwierdza wyraźnie, że podatki to nie kradzież, niemniej jednak stwierdza, że:

Uległość wobec władzy i współodpowiedzialność za dobro wspólne wymagają z moralnego punktu widzenia płacenia podatków [...], [6]

oraz:

Jest rzeczą niesprawiedliwą niepłacenie instytucjom ubezpieczeń społecznych składek ustalonych przez prawowitą władzę. [7]

Jeśli wyjmiemy te napomnienia z kontekstu, niekoniecznie oznaczają one, że podatki to nie kradzież. Zawierają jednak tę nieuniknioną implikację, jeśli połączymy je z inną podstawową zasadą katolickiej, a w rzeczywistości każdej chrześcijańskiej, moralności – mianowicie z obowiązkiem nieposłuszeństwa państwu, gdy jego prawa sprzeciwiają się prawom Bożym: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Ze względu na tę podstawę katolickiej moralności, Katechizm jednoznacznie nakazuje katolikom odmawianie posłuszeństwa państwu, kiedy jego działania sprzeciwiają się prawom Bożym:

Obywatel jest zobowiązany w sumieniu do nieprzestrzegania zarządzeń władz cywilnych, gdy przepisy te są sprzeczne z wymaganiami ładu moralnego, z podstawowymi prawami osób i ze wskazaniami Ewangelii. Odmowa posłuszeństwa władzom cywilnym, gdy ich wymagania są sprzeczne z wymaganiami prawego sumienia, znajduje swoje uzasadnienie w rozróżnieniu między służbą Bogu a służbą wspólnocie politycznej. „Oddajcie... Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22, 21). „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). [8]

(Zauważmy, że Katechizm nie mówi, iż obywatele tylko mają prawo do nieposłuszeństwa władzom cywilnym, gdy ich żądania są sprzeczne z kodeksem moralnym; zamiast tego jasno stwierdza, że obywatele są „zobowiązani w sumieniu” do nieposłuszeństwa.)

Kiedy uwzględnimy obydwie te koncepcje, widzimy, że Katechizm nakazuje katolikom odmawianie posłuszeństwa państwu, gdy jego prawa sprzeciwiają się prawom Bożym, ale nakazuje im także płacić podatki oraz „składki” na ubezpieczenie społeczne. Nieodzowny stąd wniosek, że, gdy państwo odbiera ludziom pieniądze wbrew ich woli, nie jest to naruszenie Prawa Bożego – w szczególności siódmego przykazania. Jeśli podatki uznano by za formę kradzieży (a więc naruszenie siódmego przykazania), katolicy byliby zobowiązani w sumieniu do sprzeciwiania się im z zasady i odmowy płacenia ich, kiedy to tylko możliwe. Można stąd wyciągnąć nieuchronny wniosek, że według Katechizmu Kościoła Katolickiego kradzież to nie kradzież, jeśli dopuszcza się jej państwo.

Kradzież to kradzież – nawet jeśli dopuszcza się jej państwo

Jak przed chwilą zauważyliśmy, Katechizm Kościoła Katolickiego zajmuje stanowisko, zgodnie z którym, gdy ludzie zatrudnieni przez państwo przejmują czyjeś mienie bez zgody właściciela, nie jest to forma kradzieży. Chciałbym zasugerować, że to nie jest stanowisko, jakie winien zajmować chrześcijański Kościół, który bierze Dekalog za podstawę swojego kodeksu moralnego. Siódme przykazanie jednoznacznie zakazuje kradzieży i nie czyni wyjątków dla ludzi pracujących na stanowiskach państwowych.

Wszystko, czego potrzeba, aby zrozumieć, dlaczego podatki są faktycznie formą kradzieży, to uznać, że wszyscy ludzie płacą je państwu pod przymusem. To po prostu prawda, bo wszyscy ludzie płacą podatki tylko dlatego, żeby uniknąć kar, które państwo nakłada na tych, którzy odmawiają podporządkowania się. Poczynię jeszcze kilka dalszych uwag na temat faktu, że podatki to kradzież, ale naprawdę istotne z moralnego punktu widzenia jest to, że podatki są płacone państwu niedobrowolnie. Przymusową naturę podatków można dostrzec w samym znaczeniu tego słowa. Wspomina o tym Charles Adams:

Podobieństwo między poborcami podatków a rabusiami odnajdujemy również w podstawowym znaczeniu stojącym za słowem „opodatkowanie”, które oznacza przymusowe wywłaszczenie. Podatki to nie długi, mimo że nierozważnie tak je nazywamy. Zasada dotycząca sprawiedliwej wartości rynkowej przedmiotu – stanowiąca podstawę do legalnie egzekwowanego długu – nie znajduje zastosowania w dyskusji o podatkach. Podatek się należy, bo rząd nakazuje go płacić. Nie potrzeba niczego innego. [9]

Nie ma ponadto znaczenia, że państwo twierdzi, iż dostarcza „usług” w zamian za pieniądze wymuszane od swoich poddanych. Taka jest prosta prawda, bo – skoro państwo musi grozić swoim poddanym surowymi karami, aby skłonić ich do płacenia za swoje „usługi”, poddani najwyraźniej nie cenią zbytnio owych usług. Sony nie musi straszyć swoich klientów wyrokami długoletniego więzienia w towarzystwie gwałcicieli i morderców, aby sprzedać swoje najnowsze telewizory wysokiej rozdzielczości, ponieważ dostarcza produktu, jaki przynajmniej część ludzi jest gotowa dobrowolnie nabyć. Inaczej jest z państwem, które dosłownie grozi uwięzieniem swoich poddanych, jeśli odmówią oddania swoich pieniędzy – i faktycznie wtrąca ich do więzień, jeśli nie zapłacą; stosując środek, który byłby niekonieczny, gdyby tak zwane „usługi”, których – jak twierdzi – dostarcza, były naprawdę cenione przez jego poddanych. Krótko mówiąc, nie chodzi tu o to, że poddani rządu płacą podatki, usiłując nabyć „usługi”, których chcą albo potrzebują. H.L. Mencken stwierdził niegdyś sardonicznie, że inteligentny człowiek płaci podatki, chociaż jest przekonany, iż tym sposobem nie nabywa wartościowych usług:

Gdy inteligentny człowiek płaci podatki, z pewnością nie sądzi, że dokonuje roztropnej i zyskownej inwestycji swoich pieniędzy; przeciwnie, czuje, że jest ograbiany na ogromną skalę, aby otrzymać w zamian usługi, które, z grubsza rzecz biorąc, są dla niego bezużyteczne, a w znacznej części jawnie szkodliwe. Może być przekonany, że, powiedzmy, policja jest potrzebna do ochrony jego życia i własności oraz o tym, że armia i marynarka wojenna chronią go przed dostaniem się w niewolę jakiegoś nieokreślonego, obcego kajzera, ale i tak uważa te usługi za przesadnie drogie – widzi, że nawet najpotrzebniejsze z nich tylko ułatwiają wyzyskiwaczom ustanawianie rządu w celu obrabowania go [człowieka]. Do samych ciemięzców nie ma za grosz zaufania. Uważa ich wyłącznie za bezużytecznych grabieżców; sądzi, że zysk netto z prowadzonych przez nich na szeroką skalę kosztownych operacji nie przewyższa tego, co zyskuje na pieniądzach pożyczonych bratu swojej żony. Tworzą oni władzę, która stale nad nim stoi, nieustannie szukając nowych sposobności, aby coś zeń wycisnąć. Gdyby mogli to zrobić bez ryzyka, obdarliby go do gołej skóry. Jeśli w ogóle coś mu zostawiają, robią to wyłącznie z rozsądku, tak jak gospodarz zostawia kwoce część jaj. [10]

Podatki nie są dobrowolnymi opłatami za wyświadczone usługi; nie są również dobrowolnymi „składkami”, których cel stanowi wsparcie „dobra wspólnego”. To bardzo istotna kwestia, bo, jak zauważyliśmy wyżej, Katechizm nieroztropnie odnosi się do podatków na ubezpieczenie społeczne jako do „składek”. Używanie terminu „składka” odpowiada prawdzie, jeśli dotyczy dobrowolnego datku na, powiedzmy, prowadzoną przez harcerzy zbiórkę słodyczy. Używanie terminu „składka” jest jednak całkowicie niewłaściwe, kiedy opisujemy podatki na ubezpieczenie społeczne – albo jakiekolwiek inne podatki. Po pierwsze, jak właśnie zauważyliśmy, poddanym nie daje się wyboru, czy chcą płacić tę tak zwaną „składkę”. Wręcz przeciwnie, po prostu każe im się zapłacić pewną sumę albo ryzykować pobytem w więzieniu. Ponadto raczej częściej niż rzadziej pieniądze, których domaga się państwo, są jawnie odejmowane od wypłaty poddanego, zanim stanie on przed szansą, aby chociaż potrzymać swoje ciężko zarobione pieniądze we własnych rękach. Trudno mówić o tym, że poddany wpłacił „składkę”, skoro pieniądze są mu odbierane jeszcze zanim je otrzyma. Nie mówiąc już o raczej sporej liczbie ludzi uważających rządowe programy ubezpieczeń społecznych za nic więcej tylko skazane z natury na bankructwo piramidy finansowe na masową skalę. Byłoby obłudą twierdzić, że ci ludzie wpłacaliby „składki” na program, którego nie znoszą i który uważają za zbójecko niewypłacalny. Podobnie, nie użylibyśmy raczej słowa „składka” na określenie pieniędzy odebranych pod przymusem w podatkach amerykańskim katolikom na finansowane przez państwo aborcje. Katolicy nie chcą dobrowolnie finansować aborcji, ale ponieważ podatki (i – tak – opłaty na ubezpieczenie społeczne również) są przymusowe, a zatem niedobrowolne, nie mają w tej kwestii wyboru.

Byłoby bezsensowne wyrażanie w tym momencie sprzeciwu i twierdzenie, że w końcu ludzie zgadzają się na podatki, przynajmniej w demokracjach, ponieważ daje się im prawo do głosowania. Pogląd, że głosowanie stanowi akt zgody na państwową władzę nakładania podatków, oznaczałby całkowicie błędną interpretację tego, co faktycznie się dzieje, kiedy ludzie głosują. Jak wskazał A. John Simmons, głosowanie oznacza tylko preferencję – nie można bynajmniej zakładać, że oznacza ono zgodę na podatki albo nawet na istnienie państwa:

Byłoby dobrze, gdybyśmy pamiętali, że głosowanie często nie oznacza zgody na coś, ale tylko wyrażenie preferencji. Jeśli państwo daje grupie skazańców wybór między rozstrzelaniem przez pluton egzekucyjny a zastrzykiem z trucizną i wszyscy z nich głosują za plutonem, nie możemy wnioskować stąd, że tym samym więźniowie godzą się na bycie rozstrzelanym. Oczywiście, wybierają tę opcję; przystają na nią, ale wyłącznie w tym sensie, że wolą ją od drugiej opcji. Nie przyzwalają na żadną z opcji, gardząc obiema. Głosowanie w wyborach demokratycznych na któregoś z kandydatów ma niekiedy przygnębiająco podobny charakter. Państwo proponuje ci wybór między kandydatami (albo może to „naród” wychodzi z tą propozycją), a ty wybierasz jednego z nich, mając nadzieję na zrobienie jak najlepszego użytku z tej złej sytuacji. Wyrażasz zatem preferencję, aprobujesz tego kandydata (woląc go od innych), ale nie zgadzasz się na niczyją władzę. [11]

Te rozważania kierują nas z powrotem do definicji kradzieży zawartej w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Przypomnijmy sobie, że Katechizm definiuje jako akty kradzieży (a zatem zakazuje ich jako naruszających siódme przykazanie) te działania, które polegają na przywłaszczaniu sobie „dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela”. Jak dotąd, podawałem argumenty na to, że podatki to z konieczności nic ponad prowadzone na masową skalę zagarnianie własności ludzi bez ich zgody, bo podatnicy oddają swoje pieniądze tylko po to, aby uniknąć uwięzienia – albo, w niektórych przypadkach, czegoś gorszego. Przedstawiłem dowody na poparcie słynnego retorycznego pytania świętego Augustyna: „Czym są królestwa, jeśli nie bandami kryminalistów działającymi na wielką skalę? Czym są gangi kryminalne, jeśli nie małymi królestwami?”. Krótko mówiąc, dowodziłem, że podatki to kradzież, a zatem coś zakazanego przez siódme przykazanie. Pozostały fragment tej części mojego tekstu zostanie poświęcony dwóm argumentom przeciwko idei głoszącej, że podatki to kradzież, które można by wysuwać, powołując się na Katechizm Kościoła Katolickiego.

Kontrargument pierwszy: Ludzie powinni chcieć płacić podatki ze względu na „dobro wspólne”

Pierwszy kontrargument, jaki można by podnieść, brzmiałby: podatki to nie kradzież, bo ludzie powinni chcieć wspierać „dobro wspólne” przez płacenie państwu pieniędzy. Takie uzasadnienie oznacza żądanie od nas ślepej wiary w państwo; mianowicie przeświadczenia, że państwo to instytucja, która faktycznie działa dla „dobra wspólnego”. Niestety, nie ma w tej koncepcji ani odrobiny prawdy. W istocie bylibyśmy prawdopodobnie bliżsi prawdy, gdybyśmy stwierdzili coś przeciwnego; to mianowicie, że państwo to instytucja nieubłaganie sprzeciwiająca się „dobru wspólnemu” ludzkości.

Aby zrozumieć, dlaczego tak jest, przyjrzyjmy się bliżej temu, jak efektywne było państwo finansowe z podatków w zakresie ochrony i promowania „dobra wspólnego” ludzkości na przestrzeni zaledwie ostatnich stu lat. W przeciągu ostatnich stu lat rozmaitym państwom na całym świecie udało się osiągnąć, co następuje (weźmy pod uwagę, że to fragmentaryczna lista):

● prowadzić dwie finansowane z podatków wojny światowe, których wynikiem były miliony ofiar, zniszczenie kilkudziesięciu miast w Europie i Japonii oraz doszczętne zubożenie wielu milionów innych ludzi;

● prowadzić kilkadziesiąt innych, krwawych wojen wewnątrzpaństwowych i domowych finansowanych z podatków;

● zamordować z zimną krwią około 170 milionów swoich własnych niewinnych poddanych, co udokumentował R.J. Rummel [12];

● skonstruować, z użyciem pieniędzy pochodzących z podatków, broń atomową, zagrażającą samemu istnieniu ludzi na Ziemi, a nawet posunąć się do użycia jej przeciw niewinnym cywilom;

● uwięzić dziesiątki milionów ludzi, aby wykorzystać ich do pracy niewolniczej (np. w ZSRR) albo z innych błahych przyczyn (np. w USA za narkotyki);

● podpisać mordercze umowy celem ograniczenia handlu (przykład Iraku) i zakazać używania DDT w regionach świata dotkniętych malarią, co kosztowało życie milionów ludzi. Koszty egzekwowania nakazów pokryto, oczywiście, z podatków.

Tylko ktoś myślący naprawdę utopijnie albo ślepy na historię mógłby pomyśleć, że finansowane z podatków państwo było w ciągu ostatnich stu lat narzędziem działającym dla „dobra wspólnego”. Katechizm definiuje „dobro wspólne” jako „sumę warunków życia społecznego, jakie zrzeszeniom bądź poszczególnym członkom społeczeństwa pozwalają osiągnąć pełniej i łatwiej własną doskonałość”. [13] Jeżeli Kościół Katolicki nie sądzi, że człowiek spełnia się dokonując morderstw, trudno pojąć koncepcję głoszącą, że można by ślepo zakładać, iż państwo jest narzędziem działającym dla „dobra wspólnego”. Ponadto wydaje się, że trudno potępiać tych, którzy uznając te przytłaczające fakty historyczne dotyczące państw w XX wieku, mogliby odmówić płacenia podatków, z których finansowane są te zbrodnie.

Co więcej, nawet gdyby prawdą było, że ludzie powinni chcieć płacić państwu pieniądze w celu krzewienia „dobra wspólnego”, nie oznaczałoby to wcale, że osoby zatrudnione przez państwo mają prawo przemocą odbierać ludziom pieniądze, jeśli ci nie będą chcieli płacić. Bez wątpienia byłoby olbrzymim non sequitur dojście do wniosku, że państwo ma prawo przywłaszczać sobie mienie ludzi bez ich zgody tylko dlatego, że „oni powinni tego chcieć”. Jak właśnie zauważyliśmy, twierdzenie, że ludzie powinni chcieć wspierać te mordercze instytucje, jest samo w sobie wysoce wątpliwe, ale nawet gdyby prawdą było, że państwo stanowi wyłącznie narzędzie działające dla „dobra wspólnego”, jak mogłoby stanowić to sensowne uzasadnienie moralne dla grożenia więzieniem ludziom, którzy zdecydowali się nie płacić? Bardzo celnie wypowiada się w tej kwestii Carl Watner:

Zamiast straszyć krnąbrnych obywateli więzieniem, oświećcie ich w kwestii obywatelskich obowiązków. Zademonstrujcie, dlaczego powinni składać się na swój rząd. Grożenie przemocą to nie sposób na przekonanie ich. Powinni być zostawieni w spokoju i powinno się im odmówić tych usług rządowych, za które nie chcą płacić. A jeśli zwolennicy rządu wciąż nie są w stanie zebrać w podatkach wystarczającej sumy, aby utrzymać rząd takiej wielkości, jaką uznają za potrzebną, powinni sięgnąć głębiej do własnych kieszeni. Fakt, że rząd to „dobra sprawa” nie usprawiedliwia okradania i mordowania tych, którzy odmawiają mu wsparcia. To nazywam chrześcijańskim sposobem obchodzenia się z tymi, którzy odmawiają płacenia. [14]

Twierdzenie, że ludzie powinni chcieć wspierać rząd, bynajmniej nie daje moralnych podstaw do stosowania wyjątku od jednoznacznego i prostego zakazu zawartego w Dekalogu: „Nie będziesz kradł”.

Kontrargument drugi: Tylko niektóre państwa są złe

Drugi kontrargument przeciw twierdzeniu, że podatki to kradzież (a zatem zakazuje ich siódme przykazanie), który chcę rozważyć, dotyczy koncepcji, która głosi, że tylko niektóre państwa dokonują złych czynów, podczas gdy inne – nie. To twierdzenie pojawia się w Katechizmie w kontekście fragmentu mówiącego o tym, że władza pochodzi od Boga i może być sprawowana albo legalnie, albo nielegalnie:

Władza jest sprawowana w sposób prawowity tylko wtedy, gdy troszczy się o dobro wspólne danej społeczności i jeśli do jego osiągnięcia używa środków moralnie dozwolonych. Jeśli sprawujący władzę ustanawiają niesprawiedliwe prawa lub podejmują działania sprzeczne z porządkiem moralnym, to rozporządzenia te nie obowiązują w sumieniu. [15]

Odwołanie się do tak zwanej „legalnej władzy” nie może jednak dostarczyć logicznego argumentu przeciw twierdzeniu, że podatki to kradzież. Przeciwnie – jak dowodziłem w innym tekście, powoływanie się na „legalność władz” dla usprawiedliwienia podatków to w istocie błąd niedostatecznego uzasadnienia:

Awaryjne stanowisko katolickiej nauki społecznej stającej w obliczu tych otrzeźwiających faktów dotyczących państwa jako instytucji z zasady przymusowej polegało na utrzymywaniu, że istnieje różnica między tak zwaną „prawowitą” albo „legalną” władzą oraz władzą używaną do niewłaściwych celów. [...] Problem związany z tego rodzaju argumentacją polega na tym, że stanowi ona niemal wzorcowy przykład błędu niedostatecznego uzasadnienia. Jedną rzeczą byłoby twierdzenie, że Bóg obdarował ludzi różnymi talentami i że niektórzy otrzymali od Niego dar przywództwa, podczas gdy inni – nie; czymś zupełnie innym byłoby jednak wyciąganie stąd wniosku, że niektórzy ludzie otrzymują od Boga prawo wymuszania swojej woli na sąsiadach, którym się tak nie poszczęściło, przywłaszczania sobie część ich dochodów, grożenia im uwięzieniem albo zabiciem, jeśli odmówią posłuszeństwa, zmuszania swoich sąsiadów do służby wojskowej, zasiadania w ławie przysięgłych albo świadczenia jakichkolwiek innych usług, jeśli już o to chodzi. [16]

Ważne, aby uświadomić sobie, że Katechizm wyraźnie zaznacza, iż władze mogą stosować jedynie „środki moralnie dozwolone” do osiągnięcia dobra wspólnego. Biorąc pod uwagę ten fakt oraz to, że dla chrześcijan kradzież nie jest środkiem moralnie dozwolonym, jakiekolwiek odwoływanie się do legalnej władzy jako usprawiedliwienia podatków to oczywisty błąd niedostatecznego uzasadnienia. [17]

Fakty są takie, że wszystkie współczesne państwa zdobywają środki na swoją działalność, grożąc ludziom wyrządzeniem krzywdy, jeśli ci odmówią płacenia. A, jak zauważył Murray Rothbard, ponieważ podatki są z definicji równoznaczne kradzieży, trudno pojąć, jak można by powiedzieć o którymkolwiek spośród finansowanych z podatków, samozwańczych władców, że jest „legalny”:

Wszystkie inne osoby i grupy w społeczeństwie (z wyjątkiem znanych i nielicznych przypadków przestępców takich jak złodzieje czy napadający na banki) uzyskują dochody drogą dobrowolnych umów: albo sprzedając wyroby lub usługi konsumentom, albo w postaci dobrowolnej darowizny (np. członkostwo w klubie lub stowarzyszeniu, zapis testamentowy lub spadek). Tylko Państwo uzyskuje swój dochód, stosując przemoc, strasząc surowymi karami, gdyby przychód nie nadchodził. Ta przemoc znana jest pod nazwą „podatki”, chociaż w epokach, w których ludzie byli mniej bezwolni, określano ją często jako „haracz”. Podatki to kradzież i tyle; kradzież dokonywana na olbrzymią skalę, z którą nie może się równać działalność żadnego ze znanych przestępców [prywatnych]. [18]

Podsumowanie

Cel tego artykułu to po prostu przypomnienie Kościołowi Katolickiemu, że podstawy jego systemu etycznego leżą w Dekalogu. Siódme przykazanie wyraźnie potępia przejmowanie cudzej własności bez zgody właściciela. Przykazanie nie wspomina o wyjątkach takich jak: „Nie będziesz kradł, chyba że w ramach emerytalnych piramid finansowych” albo „Nie będziesz kradł, chyba że pracujesz dla grupy, która ma hymn i flagę”.

Kwestia podatków ma we współczesnym świecie niezmiernie istotne znaczenie moralne. Ludzie, którzy pracują dla dzisiejszych państw, wzbogacili się i uzbroili do tego stopnia, że stali się poważnym zagrożeniem dla samego istnienia Ziemi i zamieszkujących ją ludzi. Ich bogactwa są zdobywane przez zagarnianie pieniędzy i własności zwykłych ludzi bez ich zgody i pod groźbą uwięzienia ich, jeśli odmówią płacenia. Nic nie daje ani katolikom, ani w ogóle komukolwiek przyjmowanie przez Kościół Katolicki romantycznej wizji państwa w nadziei, że stanie się ono narzędziem działającym dla „dobra wspólnego”, podczas gdy współczesnym państwom wciąż dokonującym grabieży i morderstw poświęca się książki historyczne. Chrześcijańska cnota roztropności w istocie domaga się od nas, abyśmy widzieli świat takim, jaki jest – jasno i z pełną nadziei stanowczością.

Światu nie dają również nic próby trywializowania ze strony Kościoła Katolickiego pytania o moralność podatków przez porównywanie ich z aborcją i konkludowanie, że – ponieważ morderstwo jest gorsze od kradzieży – zanim przejdziemy do podatków, musimy zająć się sprawą aborcji. Jak zapisał święty Bernardyn ze Sieny w opowiadaniu o świętym Franciszku z Asyżu, ogrom kradzieży dokonywanej na tym świecie czyni ją główną troską chrześcijan:

Pewnego dnia, gdy święty Franciszek przejeżdżał przez miasto, pojawił się przed nim człowiek opętany przez demona i zapytał: „Jaki jest najgorszy grzech na świecie?” Święty Franciszek odpowiedział, że najgorsze jest morderstwo. Ale zły duch odrzekł, iż istnieje jeden grzech jeszcze gorszy niż morderstwo. Wtedy święty Franciszek rozkazał: „Zaklinam cię na Boga, powiedz mi, który grzech jest gorszy niż morderstwo!”. I wtedy diabeł odpowiedział, że niesprawiedliwe rozporządzanie rzeczami, które należą do kogoś innego, jest grzechem gorszym niż morderstwo, bo to właśnie ten grzech skazuje więcej ludzi na piekło niż jakikolwiek inny. [19]

Podatki stosuje się we współczesnym świecie na tak masową skalę, że dotyczy ich prawdopodobnie najistotniejsze pytanie moralne naszych czasów. A Kościół Katolicki, jeśli chce pozostać wierny Jezusowemu napomnieniu, że mamy być posłuszni przykazaniom, musi w końcu zdać sobie sprawę z tego, że podatki to kradzież, a zatem zakazuje ich siódme przykazanie.

_______

PRZYPISY

[1] The Catechism of the Catholic Church, United States Catholic Conference Inc., Libreria Editrice Vaticana, 1994. Cyt. w języku polskim: Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2052. Wszystkie cytaty z polskiej wersji Katechizmu w oparciu o wydanie Pallottinum 1994, http://www.katechizm.diecezja.elk.pl/

[2] Ibidem, nr 2408.

[3] Leo XIII, Rerum Novarum, Boston 2000, par. 14. Cyt. w języku polskim: Leon XIII, Rerum Novarum, nr 7, http://pl.wikisource.org/wiki/Rerum_novarum

[4] Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2409.

[5] Ibidem, nr 2412.

[6] Ibidem, nr 2240.

[7] Ibidem, nr 2436.

[8] Ibidem, nr 2242.

[9] Charles Adams, For Good and Evil: The Impact of Taxes on the Course of Civilization, New York 1993, s. 1.

[10] H.L. Mencken, A Mencken Chrestomathy, New York 1982, s. 147–148.

[11] A. John Simmons, On the Edge of Anarchy: Locke, Consent, and the Limits of Society, [w:] Studies in Moral, Political and Legal Philosophy pod red. Marshalla Cohena, Princeton 1993, s. 222–223.

[12] R.J. Rummel, Death by Government, New Brunswick 1994.

[13] Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1924.

[14] Chciałbym wyrazić podziękowanie Carlowi Watnerowi za wiele pomocnych komentarzy i sugestii na temat wstępnej wersji tego artykułu. Zob. jego artykuły w „The Voluntaryist”: A Moral Challenge, nr 138, III kwartał 2008 [http://www.voluntaryist.com/backissues/138.pdf] oraz Moral Challenge II, nr 141, II kwartał 2009 [http://www.voluntaryist.com/backissues/141.pdf].

[15] Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1903.

[16] Mark R. Crovelli, What Belongs to Caesar? [Co należy do Cezara?], Mises Daily Article, http://mises.org/story/3081, 2 września 2008.

[17] Jestem wdzięczny Carlowi Watnerowi za wskazanie tego argumentu.

[18] Murray Rothbard, The Ethics of Liberty, New York 1998, s. 162.

[19] Cyt. za: Alejandro A. Chafuen, Faith and Liberty: The Economic Thought of the Late Scholastics, New York 2003, s. 31.

_______

Tłumaczenie na podstawie:
Mark R. Crovelli, The Catholic Church’s Confused Ideas About Stealing, http://voluntaryist.com/forthcoming/confusedideas.php

The Catholic Church’s Confused Ideas About Stealing opublikowano na stronie Voluntaryist.com.




No comments: