Za oknem: zima.
Wszędzie śnieg. Na polach i w lesie, na chodnikach i na drogach. Państwowe służby jak zwykle nie radzą sobie ze sprzątaniem dziurawych państwowych jezdni.
Zastanówmy się, jak mogłaby wyglądać kwestia sprzątania jezdni, gdyby zastosować rozwiązanie wolnościowe: sprywatyzować je i pozostawić ludziom swobodę działania.
Przyjmijmy więc, że każdy kawałek ziemi ma swojego właściciela. Ulica Pierwsza należy w całości do Pana A. Ulica Druga do Pani B. Odcinek Ulicy Trzeciej od skrzyżowania z Aleją Siódmą do Zaułka Hipopotama jest własnością Pana C. Dalsza część Ulicy Trzeciej ma swojego właściciela w osobie Pana R. Aleja Trzydziesta Piąta należy do Pana Żet. Wszystkie drogi mają swoich właścicieli.
Panu C zależy, aby pracownicy firmy FGH, która mieści się na końcu Ulicy Trzeciej, dojeżdżali tam jego ulicą i dali mu zarobić. W tym celu wprowadza system godzinnych, dziennych, tygodniowych i dziesięciodniowych opłat za korzystanie z należącej do niego jezdni; umawia się z Panem R, który posiada stupięćdziesięciometrowy odcinek ulicy, że pozwoli kierowcom kontynuować podróż aż do garażu firmy FGH; zatrudnia ekipę dokonującą napraw uszkodzonej nawierzchni, odśnieżającą i zajmuje się jeszcze dziesiątkami innych spraw.
Powyższy przykład przedstawia sytuację hipotetyczną – nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich możliwych sytuacji. Może się okazać, że Pan R wcale nie zechce wynajmować swojej ulicy i wysypie cały swój odcinek gwoźdźmi. Może wtedy Panu C uda się dojść do porozumienia z Panią Ś, właścicielką 16,5% Ulicy Trójkątnej i zorganizować dojazd do siedziby firmy od drugiej strony. A może Pan C zdecyduje się zerwać asfalt i postawić na swojej ziemi sklep, kamienicę czynszową, plac zabaw, teatr albo muzeum. A może założy ogród botaniczny albo wybuduje dla swojej rodziny olbrzymi basen.
Przeciwnicy wolnego rynku nie biorą pod uwagę takiego czynnika jak inwencja ludzka. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć z absolutną pewnością, jak w systemie wolnościowym ludzie rozwiążą rozmaite kwestie. Rozum i doświadczenie uczy nas jednak, że zazwyczaj postępują oni ze swoją własnością racjonalnie, a na wolnym rynku – każdy kierując się własnym interesem – dobrowolnie ze sobą współpracują. Pisze o tym bardzo ciekawie
Leonard E. Read w słynnym tekście
„Ja, ołówek” (wersja angielska:
"I, Pencil"), gdzie opisuje cud jego powstania, do którego ludzie przyczyniają się spontanicznie i przez nikogo nieprzymuszani.
Panna U, właścicielka Ulicy Siedemnastej, którą w nocy zasypał śnieg, stara się o jego sprawne uprzątnięcie, aby rankiem kierowcy zapłacili za przejazd. Pan G posiada tylko mały skrawek Ulicy Siedemnastej koło Ronda Tulipanów; umówił się z panną U, że ona będzie odpowiadać za łatanie dziur i uprzątanie śniegu z drogi, on zaś zezwoli na przejazd samochodom jadącym jej odcinkami Ulicy Siedemnastej i dodatkowo dostanie 0,45% wpływów z opłat (panna U odpowiada również za ich pobieranie).
Panna U jutro obniży cenę trzydziestodniowego abonamentu za przejazd o jedną trzecią; konkurent z położonej równolegle Alei Barokowej zrobił to już dwa dni temu i odebrał pannie U stu dwunastu klientów, którzy teraz wybierają jego drogę. Jak powiada w
Kronikach tygodniowych Bolesław Prus: „gdy jest obfitość towaru, największy hultaj ceny zniżyć musi, a im silniej obdzierać zechce, tym więcej straci” (Bolesław Prus,
Kroniki tygodniowe, t. I, Warszawa 1987, s. 94.).
Panu Z nie zależy na tym, aby śnieg zalegający jego ulicę był uprzątnięty. Organizuje tam regularnie bitwy na śnieżki. (Zarabia na produkowaniu czekolady i zdecydował, że nie będzie wynajmował swojej ulicy kierowcom.)
Libertariańskie rozwiązanie kwestii zaśnieżonych ulic ma tę zaletę, że jest moralne (nikt nie jest zmuszony do finansowania ulic prywatnych właścicieli). Ponadto prywatne drogi zostaną wykorzystane efektywniej niż gdyby należały do państwa.
Przekonanie o konieczności interwencji aparatu państwa jest jednak niezwykle rozpowszechnione. Nawet uchodzący za zwolennika wolnego rynku Rafał Ziemkiewicz w tekście
„Rokita na prezydenta!” (tekst z 2007.01.25) pyta: „[Dlaczego drogi są nieodśnieżone?] Bo kto miał to polecenie [o wysłaniu solarek] wydać? Pani prezydent, która nie wiadomo, czy jest panią prezydent? Komisarz, którego zapowiedziała, że nie wpuści do gabinetu? I kto by miał posłuchać, skoro wszyscy urzędnicy miejscy na wszelki wypadek siedzą cicho jak pod miotłą, czekając, jak się ta farsa dalej rozwinie?”.
Kto miał to polecenie wydać? Podpowiem: ci spośród właścicieli prywatnych ulic, którym zależy na tym, aby po nocnej śnieżycy kierowcy właśnie ich drogą udali się do pracy i zapłacili za to.
Krytycy rozwiązania wolnościowego mogą argumentować, że mimo wszystko „nie da się”, sprzeciwiać się prywatyzacji dróg i domagać się, aby państwo nadal nimi zarządzało.
Wydaje się, że zamiast stosować powszechnie przyjętą zasadę „Jak trwoga, to do urzędnika”, warto przynajmniej spróbować rozwiązania libertariańskiego.
I wreszcie pewnego ranka dowiedzieć się, że w tym roku zima nie zaskoczyła drogowców.